oraz trochę dłużej Kolejnym punktem znanym szerzej są ruiny starożytnego miasta jońskiego - Efezu. Żeby je zobaczyć powinniśmy udać się do miasteczka Selcuk. Efez znany jest chyba najbardziej z tego że kiedyś był prężnie rozwijającym się miastem portowym leżącym nad morzem, obecnie zaś od morza znajduje się trochę ponad 5km. Na skutek zamulania ujścia rzecznego miasto to traciło powoli na znaczeniu aż w końcu upadło. Dla nas stanowi jednak przykład jednego z lepiej zachowanych kompleksów miejskich. Resztę historii zainteresowani doczytają z przewodników – ja zaś przedstawię niewątpliwy urok widokowy tego miejsca W Selcuk znajduje się też jeden z 7 cudów świata (wg greków).. a raczej jego smutna pozostałość. Artemizjon czyli świątynia Artemidy, kiedyś miała 130 na 70m wielkości, obecnie zaś została po niej smutna kolumna W samym mieście też znajdzie się coś do robienia – jest muzeum oraz, a jakże, cytadela. Widok całkiem ładny (choć obie atrakcje tylko dla zbicia czasu np czekając na transport). Trzecie miejsce które chciałbym Wam krótko opisać według mnie jest miejscem najładniejszym w tym rejonie. Mowa o ruinach starożytnego miasta – Pergamonu (będącego stolicą królestwa o tej samej nazwie). Znajdują się one tuż obok miasteczka Bergama. W czasach starożytnych znana z wyrobu pergaminu. Doskonały stan zachowania ruin niewątpliwie zachwyci fanów archeologii czy architektury hellenistycznej, mnie natomiast zachwyciła krajobrazowość tego miejsca, a konkretnie akropolu. Amfiteatr położony na zboczu wzgórza, z widokiem na góry, a jako że byłem tam na wiosnę – całość pokryta kwieciem – czysta poezja. W dół proponuję przejść się ścieżką dla pasterzy, doświadczając kolejnych pięknych widoków, czy spotykając żółwie
;) Co prawda oficjalnego przejścia brak (całość odgrodzona jest), ale osoby wypasające owce podpowiedzą drogę do najbliższej dziury w płocie
;)
W dole miasta natomiast położony jest słynny Asklepion. Świątynia boga Asklepiosa (boga medycyny), miejsce nauczania i pracy antycznych medyków, w tym znanego Galena. Nawet jeśli nie interesuje Was historia medycyny, spędzicie tu przyjemnie czas. Samo miasteczko jest niewielkie, ale niespodziewanie nie skażone turystami. Życie toczy się tu własnym rytmem. Podsumowując – region ciekawy z wielu powodów, na pewno warto go odwiedzić, nawet jeśli nie jesteśmy zainteresowani historią. Oczywiście nie opisałem wszystkich atrakcji znajdujących się na szeroko pojętym zachodzie, tylko te moim subiektywnym zdaniem najciekawsze. Już niedługo opis kolejnego miejsca
:)Z lekkim opóźnieniem (spowodowanym pobytem w Gruzji) naszykowałem dla Was kolejną część
Część 4 – Kapadocja
Pozostając jeszcze w nurcie głównych atrakcji turystycznych Turcji w tej części opiszę Wam to najpiękniejsze z nich – Kapadocję. Jest to rejon znany zarówno z powodów historycznych jak i przepięknych widoków. Tufowe wzgórza i pieczary, tworzące księżycowy krajobraz, od IV wieku stały się ośrodkiem zamieszkiwanym przez chrześcijan, którzy w jaskiniach wykuwali tu swoje kościoły i domu, szukając schronienia przed prześladowaniami ze strony rzymskiej jak i muzułmańskiej. Dla mnie osobiście ważniejsze były te walory widokowe. Po raz pierwszy ten magiczny region odwiedziłem z wycieczką studencko-integracyjną dla erasmusów. Mimo że nie lubię tego typu imprez (denerwuje mnie wielce wolne tempo zwiedzania, duże grupy osób, niewysokich lotów przewodnicy i z góry narzucony dobór atrakcji), skorzystałem z powodu atrakcyjnej ceny oraz chęci poznania innych erasmusów. I mimo że wszystkie powody dla których nie lubię zorganizowanych wycieczek zaistniały – nie żałuję wcale, i to bynajmniej nie ze względu na poznanie innych studentów;) Jako że wycieczka zorganizowana nie ma co się rozpisywać, żadnych przygód nie było. Niestety również nie jestem w stanie podać dokładnego opisu pokonanej trasy, poza głównymi atrakcjami którymi były - podziemne miasto (bodajże Derinkuyu), Park Narodowy Göreme (znany najbardziej ze swych kościołów) czy Miasto Ortahisar z przepięknym zamkiem na skale Oczywiście zatrzymywaliśmy się w kilkunastu miejscach (w których każde wolne chwile na integrację przeznaczałem na piesze wędrówki), a każde miało lepsze widoki niż poprzednie! Takich krajobrazów nie ujrzycie w Turcji nigdzie indziej.. Polecam też świetne wina z Kapadocji
:)
Nic dziwnego że postanowiłem wrócić do Kapadocji – tym razem tak jak lubię - autostopem
:) Ze względu na niewielką odległość od Adany był to oczywisty cel mojej pierwszej stopowej wycieczki – w dodatku akurat kumpel z Polski wpadł w odwiedziny i musiałem pokazać mu to co najlepsze!:) Kiepsko jednak by nam szło jeśli stopowalibyśmy jako dwójka facetów, dobraliśmy więc sobie dwie ładne panie i podzieliliśmy na pary – teraz każdy chciał nas zabierać swoim samochodem;) Wtedy jeszcze byłem stopowym nowicjuszem, i obawiałem się trochę łapania okazji w kraju gdzie nikt nie mówi po angielsku. Dlatego przygotowaliśmy się porządnie – w sklepie wyprosiliśmy garść kartonów i przygotowaliśmy czytelne tabliczki
;) Wszelkie obawy były zupełnie niepotrzebne – Turcja jest stopowym rajem! Zatrzymuje się praktycznie każde auto, i wszyscy chcą pomóc. Aż za bardzo – częstokrotnie proponowali odwiezienie nas na autobus, gdyż idea autostopu dla większości z nich jest kompletnie nieznana. Gdy zaczynaliśmy tłumaczenie że nie mamy pieniędzy i nie chcemy autobusu.. próbowali wręczać nam pieniądze bądź proponowali zakup biletu za swoje pieniądze
;) Gdy mówiliśmy że nie chcemy autobusem bo stopem jest fajniej, można poznać ludzi i ich kulturę, kręcili z niedowierzaniem głową, mówili że to niebezpieczne, po czym zabierali nas na obiad/herbatę/deser czy proponowali nocleg u siebie. Największym hitem dla nich było to że jesteśmy studentami medycyny – lekarz jest profesją wielce szanowaną w Turcji, z baaardzo godnymi zarobkami. Jako że byliśmy obcokrajowcami – z politowaniem kiwali głową, zastanawiając się jak w innych państwach mogą tak traktować "elity" że z braku pieniędzy muszą stopować
;) Oczywiście wraz z nabywaniem stopowego doświadczenia zmieniały się auta które łapaliśmy – pod koniec pobytu w Turcji nie zatrzymywaliśmy nic co nie było by audi, mercedesem czy beemką – tak czy inaczej zatrzymywał się każdy samochód, po co więc podróżować niekomfortowo;) Ale teraz wybiegam mocno w przód w swojej opowieści. Wróćmy więc do Kapadocji. Jako że nie lubię odwiedzać dwa razy miejsc w których już byłem (tych w których nie byłem jest w końcu jeszcze tak wiele!), tym razem na cel wybrałem dolinę Ilhary. I był to znakomity wybór! Z dala od turystycznych szlaków, rozpoczynająca się malutką wioską Selime, mieliśmy wszystkie piękne formacje skalne tylko dla siebie
:) Zaczęliśmy od monastyru w Selime idąc na przełaj do samej doliny Cała trasa ma długość 16km (kończy się w Belisurmie), zajmuje więc kilka h – każda minuta jest tego warta:) Większość wiedzie w pięknym kanionie wzdłuż rzeki. I tu pojawił się nieoczekiwany pomysł – powoli robiło się ciemno, moglibyśmy zdążyć co prawda przed zmrokiem do wyjścia, ale gdzie znajdziemy nocleg? No i czemu mamy za niego płacić – skoro jaskinie były dostatecznie dobre dla pierwszych chrześcijan, będą dobre i dla nas! Choć niektórzy byli zaskoczeni tym pomysłem;) Najpierw wieczorna toaleta w pobliskiej rzece (skończyła nam się woda mineralna) trochę zwiedzania jaskiń w poszukiwaniu tej najlepszej po czym można się wygodnie ułożyć w tej upatrzonej
;) Skała jest średnio komfortowym łóżkiem, ale nie było źle;) Jako że przyjaciel miał następnego dnia samolot – trzeba było wracać. Najlepiej jednak wracając zobaczyć coś ciekawego. Tym sposobem na nasz celownik trafiła Konya – rodzinne miasto wirujących derwiszy. Żeby nie być gołosłownym w stopowych historiach - ci przemili panowie nie dość że zabrali nas ze sobą (jechaliśmy w 7 osób), ale jeszcze na koniec dali nam 20TL, wciskając na siłę, bo skoro nie mamy na autobus to na jedzenie pewnie też nie.. Na miejscu punktem obowiązkowym było muzeum Mevlana. Sławne jako miejsce pochówku i kultu Celaleddina Rumniego, wielkiego XIII wiecznego islamskiego poety i filozofa., który zapoczątkował ruch derwiszy.
Fajny poczatek relacji, a zdjecia bardzo ok. Nikt nie powiedzial, ze wszedzie trzeba jezdzic z taczka obiektywow
:) A jak tamtejsze kobiety... integruja sie?Sent from my iPad using Tapatalk
Czy się integrują powiadasz..
;) Własnych doświadczeń w tym zakresie nie mam, nie byłem zainteresowany
;) ale z cudzych - jest ciężko. Umówią się z tobą na kawę, ale przyjdą z koleżanką niby przypadkiem (lub kilkoma jako przyzwoitkami). Zaproszą do domu.. na herbatę z ich rodziną. Itd
;) Wytrwali dopną swego, nie wiem czy warto
:PChyba że pytałeś o coś zupełnie innego
;) to doprecyzuj proszę
Bardzo dobrze mnie zrozumiales. Wlasnie chodzilo mi o to jakie sa w obyciu na codzien
:) A to co piszesz to i tak wiecej niz sie spodziewalem; to sympatyczne jak zapraszaja na kawe z rodzina. Starsze pokolenia sobie jakos radza po angielsku? Ciekawy jestem jak takie rodzinne spotkanie/kawa wyglada. Wloszki maja podobnie - otwarte, chca sie spotkac, ale tam czesto wychodzi sie w grupach i niby umawiasz sie z dziewczyna, ale "kupujesz" w ten sposob caly pakiet znajomych
:)To nie jest wada, ze sa trudniej dostepne. Czekam na dalsza czesc relacji
:)Sent from my iPad using Tapatalk
Żadne pokolenie nie radzi sobie zbytnio po angielsku (choć oczywiście osoby młode i wykształcone radzą sobie lepiej). I im to nie przeszkadza - będą mówić do Ciebie po turecku i oczekiwać że zrozumiesz:P lub że jak powtórzą ci głośniej lub wolniej po turecku to tym razem zrozumiesz na pewno
;) Ogólnie poza miejscami turystycznymi znajomość angielskiego jest bardzo znikoma. Prędzej można próbować po niemiecku - sporo osób albo samemu pracowało w Niemczech, albo ma rodzinę/znajomych i ich odwiedzało, ucząc się co nieco. Dla nas język był trochę mniejszym problemem, bo mieszkając tam tyle czasu podstawy lokalnego języka łapiesz. A jak zaczniesz stopować to zdolność nauki języka rośnie wykładniczo (choć turecki jest bardzo trudny )
;) Pod koniec byliśmy w stanie mniej więcej pogadać na każdy temat, choć często pomagaliśmy sobie rękoma, a wypowiadane zdania brzmiały - "ja jeść tak"
:PCo prawda tak jak pisałem przez żadną dziewczynę na spotkanie z rodziną nie byłem zaproszony;) ale w kilku spotkaniach/obiadach rodzinnych uczestniczyłem (m. in. zaproszony przez swojego wykładowcę) - Turcy są prze szczęśliwi mogąc cię ugościć - każdego takiego spotkania esencją jest duża ilość podawanej herbaty i słodycze - zapraszają też na takie spotkanie całą dostępną rodzinę która przebywa w danym czasie w okolicy - dla nich jest to ważne wydarzenie i dobra okazja by pokazać wszystkim że goszczą obcokrajowca. Jest to też baaardzo dumny naród (o czym będzie w kolejnych częściach) i chcą żebyś zapamiętał że było cudownie i najwspanialej na świecie (właśnie w ich domu/mieście/kraju)Zdjęcia robione Canonem PowerShot D10 (kupiony do zdjęć podwodnych, przez jakiś czas musiał służyć mi za główny aparat)
Twoja relacja jest tym ciekawsza, ze mieszkales w mniej turystycznym, jak sam to okresliles, regionie ktory - tak to odbieram - jest przez to bardziej "turecki". A jak z rozrywkami na miejscu? To jak sie bawi erasmus to sie orientuje, ale co robia lokalsi? Fajnie sie to wszystko czyta.Sent from my iPad using Tapatalk
Turcy (mogłoby się wydawać) znają niewiele rozrywek. Najpopularniejsza z nich jest jedzenie:) sztukę kulinarna doprowadzili do kunsztu i mogę się założyć ze na pytanie co robić w miejscu x odpowiedzą "musisz zjeść y" i zaprowadza cię do ich ulubionej knajpy. Doświadczyłem tego dziesiątki razy;) ta jak wspomniałem wcześniej, są bardzo dumnym narodem, a najbardziej dumni są ze swojej kuchni (w tym wypadku wyjątkowo słusznie, jest ona obłędna).Kolejna rozrywka są spotkania przy herbacie. Ale nie takiej jak u nas, tam herbatę parzy się zupełnie inaczej - jest to cala ceremonia odprawiana przy pomocy dwóch czajniczków. Nakładają się one na siebie, w dolnym gotuje się woda, w górnym początkowo praży się na parze z dolnego czajniczka sama herbata, potem zalewa się ją odrobiną wrzątku uzyskując niewielką ilość bardzo mocnej esencji. Nalewając z obu czajniczków do typowych tulipaniastych szklaneczek uzyskuje się w końcu ich ulubiony napój (już dawno nie funkcjonuje coś takiego jak turecka kawa, tylko czasem sprzedają ja nadal turystom).Przy herbacie rzecz jasna można robić wiele rzeczy. Np grac w ich ulubiona grę - Tawle (po polsku - Tryktrak). Studenci podczas przerwy miedzy zajęciami idą do kawiarenki a tam czeka na nich już plansza i chętni przeciwnicy. I tak co dzień, że też im się nie nudzi;) to samo zobaczymy "na mieście". Czasami graja oni również w bardziej skomplikowana grę, a równie typowo turecką, w okey (u nas nazwaną remikiem tureckim).W obie te gry lubią Turcy grać również przy sziszy, która zamyka już ich codzienny repertuar rozrywek. A szisze również maja świetne
;)Gdy maja oni więcej czasu to odwiedzają rodzinę, to zastępuje im wakacje. Nie podróżują oni poza tym wcale (no chyba ze w interesach) i cały koncept zwiedzania jest dla nich całkowicie obcy - wielokrotnie, niemal na co dzień podczas swoich podroży po Turcji spotykałem się z totalnym niezrozumieniem - po co ja to robię?
:) to przecież niebezpieczne..I to jest ich kolejna mantra, wszystko dla nich jest niebezpieczne, w tym wszystkie możliwe rodzaje sportu łącznie z jazdą na rowerze.. aż dziwne ze nie jest to naród grubasów skoro ich ulubiona rozrywka jest jedzenie i nie uprawiają żadnych sportów
:PNie maja oni tez nocnych rozrywek w naszym rozumieniu. W 2mln mieście jakim jest Adana nie było praktycznie klubów - ich kluby nie maja parkietu, tylko dużą ilość stolików przy których siedzą przy muzyce. Zwykle wejście jest płatne, i to sporo. Alkohol zaś jest cholernie drogi - w sklepie piwo 8zł, najpodlejsza wódka zaś prawie 80.. ichniejszej raki (anyżówka, pita po rozcieńczeniu z wodą) nie da się zaś pic
;) Erasmusi jeździli głownie do speluny przy amerykańskiej bazie wojskowej, ten lokal był przygotowany już na szczęście na bardziej europejskie rozrywki.I to tyle w skrócie, mam nadzieje ze wyczerpująco odpowiedziałem;) w razie pytań piszcie!
Dzięki, świetna relacja! I świetnie się składa, bo niebawem będę w Turcji. W związku z tym pytanko: Przylatuję do Stambułu i wylatuję z Izmiru. Po obejrzeniu twoich fotek nie wybaczyłbym sobie odpuszczenia Pergamonu i okolic. Jaki sposób dostania się tam proponujesz, żebym nie dokładał zbyt wiele drogi? Tzn. czy jest połączenie autokarowe Stambuł-Pergamon i dalej Pergamon-Izmir, żebym nie musiał zawracać do stolicy, czy raczej będzie to niewykonalne?Z góry wielkie dzięki i czekam z niecierpliwością na dalsze części
:D
Travelocity napisał:Bardzo ciekawe, czekam na opis i zdjevia z Kapadocji, jesli udalo sie odwiedzic, a zakladam, ze tak, bo z Adany dosc blisko.Tak, będzie Kapadocja, to właśnie w kolejnej, czwartej, części
:) (odwiedziłem ją nawet dwukrotnie - czemu - napiszę już niedługo
:D )dji napisał:Przylatuję do Stambułu i wylatuję z Izmiru. Po obejrzeniu twoich fotek nie wybaczyłbym sobie odpuszczenia Pergamonu i okolic. Jaki sposób dostania się tam proponujesz, żebym nie dokładał zbyt wiele drogi? Tzn. czy jest połączenie autokarowe Stambuł-Pergamon i dalej Pergamon-Izmir, żebym nie musiał zawracać do stolicy, czy raczej będzie to niewykonalne?Właśnie wszystkie miejsca opisane w 3 części robiłem na takiej trasie jak podajesz - zaczynałem w Stambule, skończyłem w Izmirze. Istnieją bardzo dobre połączenia autobusowe, zrobisz tą trasę bez problemu. Przykładowa firma (nie najtańsza, ale solidna i z jedną z rozleglejszych sieci połączeń) - http://www.metroturizm.com.tr/Default.aspx Ale najtaniej jest przejść się po prostu na dworzec wcześniej i poszukać kto jeździ na danej trasie (nie ma najczęściej jednej kasy, każda firma ma swoje stanowisko)
Ooo, to kamień z serca! A tak w ogóle to polecałbyś bezpośredni przejazd Istambuł - Bergama (jakieś ciekawe krajobrazy po drodze może?), czy lepiej kulturalnie podpłynąć promem, podjechać kawałek do Bursy i tam dopiero wsiąść w busik?+ <kaszle sugestywnie
:D > czekamy, a przynajmniej ja czekam, na dalszą część przygód!
:)
Zależy jak lubisz podróżować - ja wolę przemieszczać się szybko i zwiedzać intensywnie, dlatego polecił bym bezpośredniego busa. A i promy rzadko są specjalnie ciekawe
;) Kolejna część może będzie jutro lub w sobotę, na razie trwa nauka do egzaminu
;)
Washington napisał:Zależy jak lubisz podróżować - ja wolę przemieszczać się szybko i zwiedzać intensywnie, dlatego polecił bym bezpośredniego busa. A i promy rzadko są specjalnie ciekawe
;) Kolejna część może będzie jutro lub w sobotę, na razie trwa nauka do egzaminu
;)Wiem, o czym mówisz. Normalnie myślę, że wsiadłbym w samolot - pewnie nawet taniej by wyszło - ale tym razem coś podkusiło mnie, żeby przemieszczać się drogą lądową. Zobaczymy, na ile to się sprawdzi.Dzięki za odp. swoją drogą. W takim razie chyba odpuszczam prom i Bursę, i ruszam prosto na Pergamon i okoliczne miasteczka
:)
Opowieść bardzo ciekawa ale forma trudna do czytania. Nie wiem dlaczego tak jest przecież są programy do edytowania i składu tekstu, a tutaj wychodzi takie seryjne przemieszanie tekstu i zdjęć. Taka forma potrafi popsuć najlepszy tekst.
Higflyer napisał:Opowieść bardzo ciekawa ale forma trudna do czytania. Nie wiem dlaczego tak jest przecież są programy do edytowania i składu tekstu, a tutaj wychodzi takie seryjne przemieszanie tekstu i zdjęć. Taka forma potrafi popsuć najlepszy tekst.Hej, chodzi Ci o tekst na forum czy na społeczności?Relacje zawsze piszę przez forum, od niedawna automatycznie przenoszą się na społeczność jako blog.Nie wiem jak na społeczności (po pierwszych nieudanych próbach nie używam wcale) ale na forum mogę swobodnie decydować o tym gdzie w tekście zamieścić zdjęcia - wydawało mi się że umieszczanie ich czasem nawet w środku zdania pomoże związać obraz z słowem pisanym, jesteś pierwszą osobą która zwraca mi uwagę że w ten sposób tekst traci na przejrzystości.Dzięki za uwagę!
Ale było mi miło przeczytać tę relację zaczętą kawałek czasu temu. No, zmieniło się troszkę od tamtego czasu
:lol: Turcję zawsze traktowałam turystycznie po macoszemu, bo wiedziałam o Hetytach, imperium osmańskim, ale także o tym nachalnym tureckim nacjonalizmie. I nadal mam mieszane uczucia, bo chcę i nie chcę. Straszne też jest to, że tak bardzo zmieniają się miejsca, gdzie z roku na rok jest coraz bardziej niebezpiecznie, a brawura i poczucie bycia nieśmiertelnym z czasem się wytapiają. Kurcze, że też nie pojechałam tam w czasach studenckich.
:(
oraz trochę dłużej
Kolejnym punktem znanym szerzej są ruiny starożytnego miasta jońskiego - Efezu. Żeby je zobaczyć powinniśmy udać się do miasteczka Selcuk. Efez znany jest chyba najbardziej z tego że kiedyś był prężnie rozwijającym się miastem portowym leżącym nad morzem, obecnie zaś od morza znajduje się trochę ponad 5km. Na skutek zamulania ujścia rzecznego miasto to traciło powoli na znaczeniu aż w końcu upadło. Dla nas stanowi jednak przykład jednego z lepiej zachowanych kompleksów miejskich. Resztę historii zainteresowani doczytają z przewodników – ja zaś przedstawię niewątpliwy urok widokowy tego miejsca
W Selcuk znajduje się też jeden z 7 cudów świata (wg greków).. a raczej jego smutna pozostałość. Artemizjon czyli świątynia Artemidy, kiedyś miała 130 na 70m wielkości, obecnie zaś została po niej smutna kolumna
W samym mieście też znajdzie się coś do robienia – jest muzeum oraz, a jakże, cytadela. Widok całkiem ładny (choć obie atrakcje tylko dla zbicia czasu np czekając na transport).
Trzecie miejsce które chciałbym Wam krótko opisać według mnie jest miejscem najładniejszym w tym rejonie. Mowa o ruinach starożytnego miasta – Pergamonu (będącego stolicą królestwa o tej samej nazwie). Znajdują się one tuż obok miasteczka Bergama. W czasach starożytnych znana z wyrobu pergaminu. Doskonały stan zachowania ruin niewątpliwie zachwyci fanów archeologii czy architektury hellenistycznej, mnie natomiast zachwyciła krajobrazowość tego miejsca, a konkretnie akropolu. Amfiteatr położony na zboczu wzgórza, z widokiem na góry, a jako że byłem tam na wiosnę – całość pokryta kwieciem – czysta poezja.
W dół proponuję przejść się ścieżką dla pasterzy, doświadczając kolejnych pięknych widoków, czy spotykając żółwie ;)
Co prawda oficjalnego przejścia brak (całość odgrodzona jest), ale osoby wypasające owce podpowiedzą drogę do najbliższej dziury w płocie ;)
W dole miasta natomiast położony jest słynny Asklepion. Świątynia boga Asklepiosa (boga medycyny), miejsce nauczania i pracy antycznych medyków, w tym znanego Galena. Nawet jeśli nie interesuje Was historia medycyny, spędzicie tu przyjemnie czas.
Samo miasteczko jest niewielkie, ale niespodziewanie nie skażone turystami. Życie toczy się tu własnym rytmem.
Podsumowując – region ciekawy z wielu powodów, na pewno warto go odwiedzić, nawet jeśli nie jesteśmy zainteresowani historią. Oczywiście nie opisałem wszystkich atrakcji znajdujących się na szeroko pojętym zachodzie, tylko te moim subiektywnym zdaniem najciekawsze. Już niedługo opis kolejnego miejsca :)Z lekkim opóźnieniem (spowodowanym pobytem w Gruzji) naszykowałem dla Was kolejną część
Część 4 – Kapadocja
Pozostając jeszcze w nurcie głównych atrakcji turystycznych Turcji w tej części opiszę Wam to najpiękniejsze z nich – Kapadocję. Jest to rejon znany zarówno z powodów historycznych jak i przepięknych widoków. Tufowe wzgórza i pieczary, tworzące księżycowy krajobraz, od IV wieku stały się ośrodkiem zamieszkiwanym przez chrześcijan, którzy w jaskiniach wykuwali tu swoje kościoły i domu, szukając schronienia przed prześladowaniami ze strony rzymskiej jak i muzułmańskiej. Dla mnie osobiście ważniejsze były te walory widokowe.
Po raz pierwszy ten magiczny region odwiedziłem z wycieczką studencko-integracyjną dla erasmusów. Mimo że nie lubię tego typu imprez (denerwuje mnie wielce wolne tempo zwiedzania, duże grupy osób, niewysokich lotów przewodnicy i z góry narzucony dobór atrakcji), skorzystałem z powodu atrakcyjnej ceny oraz chęci poznania innych erasmusów. I mimo że wszystkie powody dla których nie lubię zorganizowanych wycieczek zaistniały – nie żałuję wcale, i to bynajmniej nie ze względu na poznanie innych studentów;)
Jako że wycieczka zorganizowana nie ma co się rozpisywać, żadnych przygód nie było. Niestety również nie jestem w stanie podać dokładnego opisu pokonanej trasy, poza głównymi atrakcjami którymi były - podziemne miasto (bodajże Derinkuyu), Park Narodowy Göreme (znany najbardziej ze swych kościołów)
czy Miasto Ortahisar z przepięknym zamkiem na skale
Oczywiście zatrzymywaliśmy się w kilkunastu miejscach (w których każde wolne chwile na integrację przeznaczałem na piesze wędrówki), a każde miało lepsze widoki niż poprzednie!
Takich krajobrazów nie ujrzycie w Turcji nigdzie indziej.. Polecam też świetne wina z Kapadocji :)
Nic dziwnego że postanowiłem wrócić do Kapadocji – tym razem tak jak lubię - autostopem :) Ze względu na niewielką odległość od Adany był to oczywisty cel mojej pierwszej stopowej wycieczki – w dodatku akurat kumpel z Polski wpadł w odwiedziny i musiałem pokazać mu to co najlepsze!:) Kiepsko jednak by nam szło jeśli stopowalibyśmy jako dwójka facetów, dobraliśmy więc sobie dwie ładne panie i podzieliliśmy na pary – teraz każdy chciał nas zabierać swoim samochodem;)
Wtedy jeszcze byłem stopowym nowicjuszem, i obawiałem się trochę łapania okazji w kraju gdzie nikt nie mówi po angielsku. Dlatego przygotowaliśmy się porządnie – w sklepie wyprosiliśmy garść kartonów i przygotowaliśmy czytelne tabliczki ;)
Wszelkie obawy były zupełnie niepotrzebne – Turcja jest stopowym rajem! Zatrzymuje się praktycznie każde auto, i wszyscy chcą pomóc. Aż za bardzo – częstokrotnie proponowali odwiezienie nas na autobus, gdyż idea autostopu dla większości z nich jest kompletnie nieznana. Gdy zaczynaliśmy tłumaczenie że nie mamy pieniędzy i nie chcemy autobusu.. próbowali wręczać nam pieniądze bądź proponowali zakup biletu za swoje pieniądze ;) Gdy mówiliśmy że nie chcemy autobusem bo stopem jest fajniej, można poznać ludzi i ich kulturę, kręcili z niedowierzaniem głową, mówili że to niebezpieczne, po czym zabierali nas na obiad/herbatę/deser czy proponowali nocleg u siebie. Największym hitem dla nich było to że jesteśmy studentami medycyny – lekarz jest profesją wielce szanowaną w Turcji, z baaardzo godnymi zarobkami. Jako że byliśmy obcokrajowcami – z politowaniem kiwali głową, zastanawiając się jak w innych państwach mogą tak traktować "elity" że z braku pieniędzy muszą stopować ;) Oczywiście wraz z nabywaniem stopowego doświadczenia zmieniały się auta które łapaliśmy – pod koniec pobytu w Turcji nie zatrzymywaliśmy nic co nie było by audi, mercedesem czy beemką – tak czy inaczej zatrzymywał się każdy samochód, po co więc podróżować niekomfortowo;) Ale teraz wybiegam mocno w przód w swojej opowieści. Wróćmy więc do Kapadocji.
Jako że nie lubię odwiedzać dwa razy miejsc w których już byłem (tych w których nie byłem jest w końcu jeszcze tak wiele!), tym razem na cel wybrałem dolinę Ilhary. I był to znakomity wybór! Z dala od turystycznych szlaków, rozpoczynająca się malutką wioską Selime,
mieliśmy wszystkie piękne formacje skalne tylko dla siebie :) Zaczęliśmy od monastyru w Selime
idąc na przełaj do samej doliny
Cała trasa ma długość 16km (kończy się w Belisurmie), zajmuje więc kilka h – każda minuta jest tego warta:) Większość wiedzie w pięknym kanionie wzdłuż rzeki.
I tu pojawił się nieoczekiwany pomysł – powoli robiło się ciemno, moglibyśmy zdążyć co prawda przed zmrokiem do wyjścia, ale gdzie znajdziemy nocleg? No i czemu mamy za niego płacić – skoro jaskinie były dostatecznie dobre dla pierwszych chrześcijan, będą dobre i dla nas! Choć niektórzy byli zaskoczeni tym pomysłem;)
Najpierw wieczorna toaleta w pobliskiej rzece (skończyła nam się woda mineralna)
trochę zwiedzania jaskiń w poszukiwaniu tej najlepszej
po czym można się wygodnie ułożyć w tej upatrzonej ;)
Skała jest średnio komfortowym łóżkiem, ale nie było źle;) Jako że przyjaciel miał następnego dnia samolot – trzeba było wracać. Najlepiej jednak wracając zobaczyć coś ciekawego. Tym sposobem na nasz celownik trafiła Konya – rodzinne miasto wirujących derwiszy. Żeby nie być gołosłownym w stopowych historiach - ci przemili panowie
nie dość że zabrali nas ze sobą (jechaliśmy w 7 osób), ale jeszcze na koniec dali nam 20TL, wciskając na siłę, bo skoro nie mamy na autobus to na jedzenie pewnie też nie..
Na miejscu punktem obowiązkowym było muzeum Mevlana. Sławne jako miejsce pochówku i kultu Celaleddina Rumniego, wielkiego XIII wiecznego islamskiego poety i filozofa., który zapoczątkował ruch derwiszy.