Dodaj Komentarz
Komentarze (17)
washington
27 października 2019 23:14
Odpowiedz
Zanim przejdę do samego ACT kilka słów o przygotowaniach0) Jak się tam dostać? Obecnie nie ma dużego wyboru jeśli chodzi o dolot na miejsce. W taryfie promocyjnej z odpowiednim wyprzedzeniem bilety Air Greenland w opcji OJ (Kopenhaga-Kangerlussuaq, Sisimiut-Kangerlussuaq-Kopenhaga) da się kupić za 2600zł. Drogo, ale jest to w zasadzie jedyny wydatek - na miejscu można nie wydać ani korony.Zanim jednak kupicie bilety musicie rozważyć kilka kwestii.1) Kiedy? Po konsultacjach z osobami które przeszły ACT mój wybór padł na drugą połowę sierpnia. W nocy zaczynają się przymrozki, nie powinno być komarów. Jest względnie sucho. Ponadto to powoli końcówka sezonu więc mniejszy ruch na szlaku. Sama roślinność zaś zaczyna mieć już piękne jesienne barwy (to jest tam jakaś roślinność?
;) ) Po powrocie stwierdzam że jestem zadowolony ze swojego wyboru, ale mógłbym przesunąć wyjazd jeszcze o tydzień lub dwa. Komarów jeszcze trochę było (inna sprawa że to lato było rekordowo ciepłe), tak samo jak turystów.2) Kierunek wędrówki? Moim zdaniem nie ma większego znaczenia. Przyjmuje się natomiast na ogół że łatwiej jest iść na zachód. Tak też poszedłem i ja, ale było to podyktowane rozkładem promocyjnych lotów, i tym bym się kierował na Waszym miejscu.3) Zakres trasy? Sama trasa ACT biegnie pomiędzy Kangerlussuaq a Sisimiut i liczy sobie 165km. Natomiast przy Kangerlussuaq znajduje się bardzo łatwo dostępny lodowiec Russel czy położona tylko trochę dalej czapa lodowa widoczna z Punktu 660- tyle że są one w drugą stronę niż ACT (odpowiednio 25 i 37km). Moim zdaniem będąc na miejscu koniecznie trzeba odwiedzić lodowiec, jest on aktywny, odgłosy odrywających się połaci lodu są niezapomniane. Ponadto na samym ACT nie spotkacie wołów piżmowych, w stronę lodowca zaś występują. Tyle że droga między lodowcem a Kangerlussuaq nie jest specjalnie widowiskowa. Niektórzy więc lodowiec odwiedzają z zorganizowaną wycieczką, inni załatwiają sobie transport w jedną stronę żeby nie iść piaszczystej drogi dwa razy. Ja zdecydowałem się na szybki trek bez plecaka w dwie strony w oczekiwaniu na przesiadkę między lotami. Tak też się da, ale lekko nie będzie. Jeśli macie czas i pieniądze - wybierzcie transport w jedną stronę i zacznijcie wycieczkę spod czapy lodowej.Ale to tylko jedna z bardziej oczywistych możliwości. Ponieważ w okolicy ACT nie jest jedyną trasą do wędrówki. Z Kangerlussuaq wiedzie np wpół zapomniany szlak do lodowców po drugiej stronie rzeki niż droga na lodowiec Russel (spokojnie tydzień można spędzić). Przy Sisimiut warto wejść na szczyt Nasaasaaq (wycieczka na pół dnia). No i w końcu - być na Grenlandii i nie widzieć pływających gór lodowych? Może warto zamiast kończyć w Sisimiut, wsiąść tam na prom i popłynąć na północ? Taryfa promocyjna Air Greenland na loty OJ dobrze działa, można kombinować. Wszystko zależy ile chcecie zobaczyć i ile macie czasu.4) Ile przeznaczyć czasu na ACT? To w dużej mierze zależy od zakresu trasy którą wybraliście i Waszej kondycji. No i oczywiście na ile lubicie nieśpiesznie celebrować otaczającą Was przyrodę. Chcąc mieć zapas na samo ACT przeznaczyłem sobie 7 dni. I było jak w planie - z zapasem. Chwytając promienie północnego słońca na plażach czy też leniwie czytając książkę pośród trawiastych dolin. Bo sama trasa jest łatwa technicznie, nawigacyjnie i kondycyjnie. Także moim zdaniem nie ma co za wiele czasu na nią poświęcać.Kupiliście więc już bilety. Teraz czas przygotować się do samej wędrówki.5) Ekwipunek. Potrzebujecie jak na każdą inną długodystansową trasę. Z tym że całe jedzenie należy wziąć ze sobą, bo pomiędzy Kangerlussuaq a Sisimiut jest tylko tundra. Namiot moim zdaniem to konieczność gdyż zdecydowanie odradzam korzystanie z chatek. Po pierwsze traci się na mobilności, po drugie - w chatkach jest tłoczno (o tym więcej później). Bądźcie niezależni, chatki traktujcie jedynie jako punkty orientacyjne na mapie. Lub magazyn
;) Bowiem gazu do kuchenek w zasadzie nie potrzebujecie brać ze sobą - w każdej chatce znajduje się co najmniej kilka/kilkanaście pozostawionych pojemników pełnych w różnym stopniu. Ubranie na zakres temperatur od zera do kilkunastu stopni, śpiwór z komfortem w okolicach zera. Moja złota zasada - im lżej tym lepiej. I tego radzę Wam się trzymać. Mój plecak na początku wędrówki ważył nieco powyżej 14kg. Pod koniec - zszedłem do 7kg. Wędrowało mi się naprawdę przyjemnie.6) Nawigacja. W zasadzie nie jest Wam potrzebna. Tak, wiem, 165km odludzi, to nieodpowiedzialne iść bez mapy i kompasu lub chociaż gps'a. Natomiast serio - ciężko było by Wam się zgubić, chyba że szli byście po nocy (tak, dzień polarny dniem polarnym, ale pod koniec sierpnia za wiele bez latarki się nie widzi), w bardzo gęstej mgle, lub wśród.. dymu. W tym roku bowiem na Grenlandii szalały pożary, część turystów musiała zostać ewakuowana ze szlaku, największym problemem poza samym duszącym dymem była możliwość zgubienia się. W związku z tym zaproponowano alternatywny szlak na części trasy. Który był bardzo słabo oznaczony. Na takie sytuacje bez nawigacji ani rusz. Jeśli jesteście zwolennikami elektronicznej - na Grenlandię zdecydowanie polecam mapy Gaia GPS. Za symboliczną subskrypcję możecie ściągnąć na telefon bardzo dokładne topograficzne mapy Grenlandii.7) Kondycja. Warto ją mieć
;) nawet jeśli sam szlak jest łatwy. Będzie się Wam przyjemniej go szło, z ciężkim plecakiem nawet prosta, płaska droga może okazać się męcząca. U mnie przygotowania przebiegały standardowo - na okres wiosenno-letni zamieniłem samochód na rower, plus bieżnia/schody/step. Było więc przyjemnie. Ale każda średnio sprawna osoba która ma jakieś tam doświadczenie w chodzeniu po górach może wyruszyć na ACT.8) Dodatkowe pytania? Jest grupa na fb. A na niej lokalsi chętni do pomocy, tak samo jak osoby które niedawno przeszły ACT. Jest się kogo pytać.
cypel
28 października 2019 19:17
Odpowiedz
Przymierzałem się do ACT od jakiegoś czasu, ale jakoś coraz bardziej mi chęć odchodzi ze względu na tych ludzi. No i to raczej nie jest jakieś wyzwanie kondycyjne, logistyczne z tego co czytam tu i ówdzie (dla mnie).Czy po łazikowaniu po Spitsbergenie, ACT może mnie czymś zaskoczyć (widoki)? Polarnych klimatów mam trochę zaliczonych. W przyszłym roku będę robił północny odcinek Kungsleden więc to ACT coraz mniej mi się wydaje atrakcyjne. Czy może ktoś mnie wyprowadzi z błędu?
booboozb
28 października 2019 19:17
Odpowiedz
@cypel - prawda jest taka,że ACT zmieniło się przez 5 lat,czyli od czasu, kiedy mi dane było przejść szlak. Ciężko to nazwać masową turystyką, jednak o ACT w kontekście podróżowania po Grenlandii, słyszy się zdecydowanie najwięcej. No i możesz go zacząć, przylatując na główne lotnisko międzynarodowe. Obecnie z Islandii, są też loty bezpośrednie do Ilulissat, Nuuk i Narsarsuaq. W planie rozbudowa lotniska w stolicy, czyli Nuuk. To,że ceny lotów "trzymają" niepromocyjny poziom, mnie osobiście, bardziej cieszy, niż martwi. Kto chce, to w końcu tam poleci. Inaczej, jak na Islandię, gdzie loty są za 200 zł RT, albo mniej, a na miejscu wiele osób stara się nie wydać korony. I przez to, na całym południowym wybrzeżu, widnieją tabliczki "private property".Dla mnie ACT był swoistym początkiem nieco większego podróżowania. Przez kilka dni nie widziałem nikogo, chatki miałem w 80% dla siebie. I to było piękne. Podróżowanie bez szlaku na Grenlandii, to już trochę wyższa półka, do której jednak namawiam, mimo swoich traumatycznych doświadczeń. Należy jednak wykazać większe rozeznanie i przygotowanie, niż chodzenie od kopczyka do kopczyka. Nawet w okolicach samego Kangerlussuaq jest trasa o której wspomniał @Washington, a także ta nieopodal Lake Ferguson, gdzie jest największa szansa na zobaczenie piżmowołów. I wiele, wiele innych, ale już z pokonywaniem rzek i fiordów, a więc packraft niezbędny, jak np. wymagający, kilkutygodniowy trekking do Manistoq.Do ACT niezmiennie namawiam, na tą chwilę, IMO najlepsza jest pierwsza połówka września. Odpuściłbym czerwiec i jego pierwszą połowę, z uwagi na roztopy. Można też zimą, ale jak wiadomo - dzień krótki, a temperatury wokół -30. W nagrodę szlak dla siebie, ciepło w domku po uruchomieniu pieca parafinowego i zorza, o ile Thor, Odyn, Freja i reszta towarzystwa, będą mieli dobry humor.
;)
ibartek
30 października 2019 23:09
Odpowiedz
a moze by tak... wiecej zdjec? jeszcze wiecej.a na serio, to sciezka niezle wydeptana. przyroda jakby norweska. klimat bezludzia jednak wciaga.z ciekawostek, to EKUZ na Grenlandii nie dziala.
adamek
31 października 2019 12:48
Odpowiedz
ACT - nuuuuda :) prawdziwa Grenlandia to Tasermiut Fjord. Tam masz dopiero trekking, a nie "Bieszczady we wrześniu" jak to ktoś trafnie określił. Chociaż, po zdjęciach widzę, że pogoda się udała
adamek
31 października 2019 23:18
Odpowiedz
ACT - nuuuuda
:) prawdziwa Grenlandia to Tasermiut Fjord. Tam masz dopiero trekking, a nie "Bieszczady we wrześniu" jak to ktoś trafnie określił. Chociaż, po zdjęciach widzę, że pogoda się udała
northiscalling
16 listopada 2019 13:17
Odpowiedz
Czy mógłbyś trochę szerzej napisać jak się pakowałeś, że udało Ci się zejść do 14 kg razem z namiotem, śpiworem, kuchenką i jedzeniem?
:) Kurcze, ja nie potrafię zejść poniżej 17-18kg na tydzień wędrówki, a to jednak strasznie psuje przyjemność....
washington
16 listopada 2019 15:44
Odpowiedz
Niestety nie ma prostego rozwiązania
;) Są 3 sposoby:- wymiana sprzętu na ultralekki - co kosztuje- spakowanie jedynie niezbędnego minimum - co ogranicza komfort- jedzenie "z proszku" - względnie niesmaczne/mało urozmaiconeA więc po kolei co zabrałem ze sobą (oczywiście można znaleźć jeszcze lżejszy sprzęt ale to taki mój kompromis cena do wagi):plecak - Osprey Kestrel 58namiot - NatureHike Cloud Up 2śpiwór puchowy - Yeti Baza (obecnie zmienili nazwę na Aura), jedwabne prześcieradło do środkamata - Fjord Nansen Enmo Lightręcznik z mikrofibry, małyszczoteczka - hotelowa (są najlżejsze), ucięta w połowie by była lżejsza, pasta do zębów - próbka, żel mini hotelowy, papier toaletowy - połowa rolki, kiedyś wyciągałem tekturę z środka by było lżej, obecnie tylko zgniatam by miejsca oszczędzićspray na komary - najmniejszy możliwy na rynku deet, krem p/słoneczny - przelany do mini opakowania po żelu hotelowymmini apteczka (folia ratunkowa, paracetamol, loperamid, nospa, elektrolity, 2 plastery na odciski, mały bandaż)czołówka - Black Diamond Ionaparat - tu niestety lustro z tele więc lekko nie było, ale gdy się w końcu popsuje zamieniam na bezlusterkowca (za ciężkie i za duże są lustra); jeden dodatkowy akumulatorpowerbank (mały, 6k mAh, tak na w razie w), kabel do telefonu (samej ładowarki nie brałem)telefon - jako gps i mapy offline (podczas wędrówki oczywiście tryb samolotowy, wyłączone aplikacje w tle)kindle - jedyna teoretycznie zbędna rzecz, ale czytanie jest dla mnie bardzo ważne na biwakachubrania:t-shirty techniczne x 3 - jeden na sobie, dwa w plecaku (przy czym jednego nie używam, zostawiam sobie na podróż powrotną; w jednym chodzę ok 2 dni, gdy zmieniam od razu robię pranie; mogło by być lepiej, jest decathlon))bielizna techniczna x 3 - jak wyżej (przy czym wśród skarpet ta para na powrót to zwykłe, a nie trekingowe; mogło by być lepiej, jest decathlon))spodnie techniczne - na sobie (mogło by być lepiej, jest decathlon)polar (mogło by być lepiej, jest decathlon)kurka - The North Face Dryzzlerękawiczki, czapka - Sealskinz (moje tegoroczne odkrycie, są super - ciepłe i wodo/wiatroodporne - mają membranę i wełnę merino)termobielizna - kalesony i koszulka z długim rękawem, koniecznie merino (ja mam akurat Icebreaker 175 - polecam)jedzenie:bukłak - zwijany plastikowy (w ostatnim momencie zorientowałem się że po kilku latach używania zaczął mi przeciekać więc musiałem zwykłego camel baga użyć z decathlonu, trochę więcej więc ważył); plus tabletki do chlorowania wodypalnik - jakiś składany chińczyk z tytanu ważący 25g, zapalniczkasztućce i menażka - tytanowe, jeden sztuciec (łyżko-widelco-nóż)zestaw na jeden dzień jedzenia x liczba dni (tu wiadomo, zależy od zapotrzebowania energetycznego, ja mam dość małe - nawet na długich trekach 2500 kalorii): śniadanie owsianka proteinowa gotowa (ale przesypana do mini strunowej torebki by oszczędzić miejsce) , liofilizat (z decathlona są tanie i względnie dobre), batony energetyczne x2, proteinowy x1, połowa tabliczki czekolady, połowa paczki kabanosów lub 100g sera podpuszczkowego (dla urozmaicenia co drugi dzień co innego)
cypel
16 listopada 2019 19:32
Odpowiedz
To cięcie szczoteczki to totalna bzdura. Ile zyskasz, 8 gram? Aż przed chwilą zważyłem swoją, sensodyne deep clean - 17 gramŻarcie typu liofy polecam przesypać do woreczków strunowych, super są w ikea, oszczędza się bardzo duża miejsca.Ze spodni trekingowych polecam zainwestować w nylon, koszulki i odzież techniczną polecam od the north face z technologią flash dry, genialne, mega lekkie, wytrzymałe i zajmuje bardzo mało miejsca po zrolowaniu, praktycznie nie chłonie zapachów. Ostatnio w mega upale w Senegalu w tym łaziłem, super się sprawdza. Jako pierwsza warstwa też ok, na Spitsbergenie też w tym łaziłem.@Washington ja mam kestrela 38 i pakuję do niego wszystko do środka bez troczenia włącznie z namiotem. 58 litrów to gigant
;)
washington
16 listopada 2019 20:14
Odpowiedz
@cypel Bez jedzenia spokojnie w 38l bym się spakował, zwykle to ono objętościowo zajmuje najwięcej miejsca. Z woreczków ikea do jedzenia oczywiście korzystam.Tak jak pisałem - da się jeszcze zoptymalizować wagę, powolutku co sezon coś wymieniam sobie na lepszego/lżejszego. Aczkolwiek w tym momencie wagę uznaję już za dobrze wypracowaną, zazwyczaj z objętością jest gorzej.
cypel
16 listopada 2019 20:36
Odpowiedz
U mnie najsłabszy punkt ekwipunku to namiot bo zajmuje dużo miejsca i jest ciężki - 2,2 kg mowa o arpenaz 2, ale się związalem z nim i szkoda mi go wymieniać.Też się przymierzam do tego naturehike od jakiegoś czasu, nylon waży prawie 1600 gram więc zyskałbym 600 gram a to jest bardzo dużo.Chałupa czyli namiot, samopompa i śpiwór plus odzież, bielizna, kosmetyki, kuchnia itp. w 7 kg się mieszczę.Jeśli chodzi o jedzenie to ja np. nie tknę jakiegoś żarcia dla myszy typu płatki i owsianki
;) Żarcie u mnie faktycznie potrafi sporo ważyć. Biorę zazwyczj ze sobą chleb żytni krojony a on sporo waży, ale go lubię i nie mam zamiaru z niego rezygnować.Liofy i zalewajki są lekkie. Ja jeszcze zawsze mam ze sobą japonki. Na tydzień w 10-12 kg się zmieszczę.Wyjatkiem był Negev gdzie musiałem kilka kilogramów wody nieść ze sobą.A jeszcze fajną butelkę mogę polecić od source, bardzo jestem z niej zadowolony chociaż nalgene też mam zawsze ze sobąhttps://sourceoutdoor.com/en/liquitaine ... aterbottleZ tego cloud upa jesteś zadowolony? Można by wziąć 1 i jeszcze zjechać z wagi.
washington
17 listopada 2019 10:34
Odpowiedz
Zdecydowanie polecam Cloud Up - jest mega lekki, dość wytrzymały (jednego dnia wiało mocno i padało całą noc - zero problemów; choć wiadomo że jeśli nie było by podłoża do śledzi by naciągnąć odpowiednio to mogło by być gorzej), tylko trochę dłużej rozkłada się niż Arpenaz. Wybrałem 2 bo liczę że kiedyś żona znów wyruszy ze mną pod namiot
:lol: no i w sumie lubię mieć dużo miejsca w środku; to jak z klapkami - zbędny komfort, ale niektórzy biorą ze sobą
irae
29 grudnia 2020 10:08
Odpowiedz
@Washingtonwiem, że wiele się pozmieniało, ale pamiętasz kiedy bookowałeś bilety? Na chwilę obecną min. 4000 zł to za tyle to ja ogarnę pół świata
:P
washington
29 grudnia 2020 22:13
Odpowiedz
@irae jeśli na te wakacje to warto już się rozglądać i czekać na wrzucenie promocyjnej taryfy Takuss (ja kupowałem na początku stycznia)
Po zejściu z gór odwlekamy wejście do miasta - robimy pranie, kąpiemy się w strumieniu, piknikujemy. Ale co się odwlecze.. Sisimiut wita nas miasteczkiem psów. Są wszędzie - budy, budki, łańcuchy, kojce dla ciężarnych i młodych. Setki, z każdej strony. Smród i wszechobecne szczekanie.
No i sanie - w większości poustawiane na dachach aby było łatwiej je zdjąć gdy spadnie już pierwszy śnieg.
W Sisimiut pierwsza rzecz którą robimy to oddajemy się przyjemnością cywilizacji - zjadam podłego, przepysznego hotdoga z supermarketu z keczupem i musztardą - mniam :)
Historyczne centrum jest malutkie - trzeba się naprawdę postarać by wykadrować tylko ładną część miasta.
Dużo łatwiej znaleźć w kadrze blokowiska - za to z suszącymi się skórami reniferów.
Życie miejskie toczy się wokół zatoki. Nie przypadkowo - jest to ostatni port w kierunku północnym w którym przez cały rok zatoka pozostaje wolna od lodu, gospodarcze serce miasteczka.
J przekłada swój lot - do Kangerlussuaq polecimy razem w dniu jutrzejszym. Nocować będziemy przy lotnisku. Miasteczko zdecydowanie ładniej wygląda z oddali niż z bliska ;)
Na zdjęciu znaczek "P" oznacza strefę parkowania D - pechowcy którzy nie załapią się do stref A, B i C będą mieli do przejścia dłuższy dystans do terminalu ;)
Oczekiwanie na lot powoduje u mnie lekką nerwowość. Ostatni dzień na Grenlandii był bowiem chyba pierwszym kiedy naprawdę bałem się że coś może pójść nie tak i zostanę na zielonej wyspie. Wszystko dlatego, że chciałem koniecznie zobaczyć lodowiec Russell, a czekała mnie dość krótka przesiadka w Kangerlussuaq przed lotem powrotnym do Europy. Krótka to oczywiście pojęcie względne. Z jednej strony miałem mieć aż 21h w Kangerlussuaq. Z drugiej strony - tak naprawdę 7h w ciągu dnia, bo lądowałem po 14, a ściemniało się już po 21. Kolejnego dnia zaś chciałem być już od rana na lotnisku. Odległość na lodowiec w dwie strony wynosi natomiast aż 50km.
Po przylocie do Kangerlussuaq nasze drogi z J się rozstają. On idzie uprawiać bushwhacking, ja idę zmierzyć się z czasem. J zupełnie przypadkowo okazał się doskonałym kompanem, i kto wie, może kiedyś gdzieś nasze ścieżki znów się przetną. Tymczasem moja może przeciąć się jedynie z wołami piżmowymi.
Droga na lodowiec jest stosunkowo płaska, szeroka i pylista.Kiedyś była wykorzystywana do testów samochodów terenowych w trudnych warunkach. Obecnie jeżdżą nią (za słoną opłatą) wycieczki z turystami. Zamierzam pokonać ją na lekko. Odchodzę kilka kilometrów od lotniska po czym w miejscu charakterystycznego ukształtowania terenu zostawiam swój plecak, biorąc ze sobą jedynie niezbędne minimum (woda, jedzenie, aparat, ciepłe ubrania, paszport). Kompletnie nie mam pojęcia dlaczego nie zaznaczam miejsca pozostawienia bagażu na gps - błąd za który przyjdzie mi słono zapłacić. Ale na razie - krok za krokiem pokonuję kolejne kilometry. Bez plecaka idzie się szybko. Docieram do krawędzi pustyni, i postanawiam przejść przez nią na skróty. Widok jest zdecydowanie nie grenlandzki!
Dzięki pójściu na skróty do lodowca podchodzę od strony rzeki, widok jest więc naprawdę przyjemny.
Gdy docieram do celu jestem już mocno zmęczony, ale nie przeszkadza mi to w tym momencie. Na moich oczach rozgrywa się bowiem piękny spektakl - gigantyczne fragmenty lodu z ogłuszającym trzaskiem odrywają się od lodowca. Magia!
Choć słońce chyli się już powoli na nieboskłonie, udaje mi się jeszcze popodziwiać lodowe piękno w ciepłych barwach wieczornych.
Kontemplując przyrodę spotykam też kolejnego zająca polarnego. Nie ma jednak co za długo siedzieć - od lodowca ciągnie zimno, zjadam szybki posiłek i ruszam w powrotną drogę. A na niej czeka mnie kolejna niespodzianka - stado wołów piżmowych - są super, zupełnie inne od pozostałej zwierzyny którą miałem okazję spotkać na tym wyjeździe.
Oczywiście robi się coraz ciemniej, a w końcu zapada zmrok. Zaczynam odczuwać coraz większe zmęczenie i robi się coraz zimniej. O niczym nie marzę bardziej niż o położeniu się do ciepłego puchowego śpiwora. Tyle że gdzie ja go zostawiłem? W nocy wszystkie otaczające drogę krzaki wyglądają dokładnie tak samo :/ Chcąc nie chcąc muszę spowolnić tempo - tylko tego by brakowało bym przeszedł moją kryjówkę i został bez namiotu nad głową na noc :/ O tym jak bardzo jest ciemno przekonuję się gdy nad moją głową.. zaczyna świecić nagle zorza polarna! Wow. Tego się nie spodziewałem w sierpniu. Nie jest oczywiście jakaś mega spektakularna ale nadal. To moja pierwsza zorza i bardzo mi się podoba. Trwa dobre pół godziny. Na chwilę zapominam o namiocie.
Na szczęście po dłuższym czasie udaje mi się odnaleźć namiot. Gdy kładę się spać jest już po trzeciej. Niemniej warto było. Godny koniec godnej wycieczki :)
Do domu następnego dnia docieram już bez większych przygód. Tylko w samolocie pasażerka siedząca na miejscu obok dziwnym trafem zmienia zaraz sobie miejsce. O co chodzi, przecież codziennie myłem się w jakimś strumieniu? :)
KONIEC