+2
Makswarych 5 maja 2014 18:38
Moja wycieczka do Izraela została wymyślona podczas weekendu w Toruniu, jak na ironię akurat myślałem o Jerozolimie przechodząc koło Radia Maryja... Tak czy siak szukałem dat, kiedy to można polecieć. Wtedy wpadł mi pomysł majówki. Mimo, ze bilety nie były po korzystnej cenie, strasznie zależało mi aby tam polecieć. Zarezerwowałem więc bilety El Al'em i zacząłem czekać na wylot.

1 maja wstałem wcześnie rano, ponieważ mój samolot był o 8:55. Na lotnisku byłem około 7:30, i juz na samym początku zdziwiła mnie dodatkowa kontrola przed Check-In'em. Stało tam kilku ortodoksyjnych Żydów, grupa nastolatków z Australii, i kilku Polaków. Podeszła do nas kobieta z kontroli i, po sprawdzeniu paszportów, zabrała nas poza kolejką, więc oszczędzilismy trochę czasu. Jednak i tak pózniej nasz samolot opóźnił sie półtorej godziny. Siedziałem w samolocie i czekałem na odlot, czekałem i czekałem... I nic. Zdziwiłem się, nie znałem powodu opóźnienia. W końcu jeden z przewodniczących australijskiej grupy wytłumaczył mi, ze lotnisko miało problem z listą pasażerów, którzy sie wy-Check-In'owali i tych, którzy są na pokładzie. Po półtorej godziny samolot ruszył sie z miejsca, za co dostał huczne oklaski. Podczas lotu czytałem Robinsona Cruzoe i przewodnik, więc lot minął szybko i w przyjaznej atmosferze. Rozmawiałem tez z tym Australijczykiem, który wytłumaczył mi kilka rzeczy, m.in do czego służą te kwadraciki na głowach Żydów.

Samolot wylądował około 15:00, odbyłem kilka kontroli, pózniej wziąłem bagaż i mijając pomnik Bena Guriona z rozczochranymi włosami poszedłem do Shuttle Busa do Jerozolimy. Za 60 szekli ( izraelska waluta; 1 szekel = ok. 99 gr ) zabrałem sie na godzinną wycieczkę do mojego hotelu.

Addar Hotel, bo tak sie właśnie nazywał, był małym hotelikiem, który usytułowany był 150 metrów od Bramy Damasceńskiej. Pokój miałem na 5. tym piętrze, widok był stosunkowo ładny ( może nie ma Kopułę Skały, jak widziałem na Bookingu ), a standard bardzo wysoki. Krótko pózniej udałem sie do Starej Jerozolimy. Recepcjonista wytłumaczył mi drogę ( wystarczyło iść prosto ), i pózniej poszedłem 'w świat'. Zdziwiło mnie, ze po ulicach biega bardzo dużo dzieci. Kiedy w lutym byłem w Nowym Jorku jedyne dziecko, ktore widziałem było na 5 Aleji. W Polsce też widok dzieci w centrum to nie aż tak częsty widok ( może nie jest tak źle jak w Nowym Jorku, ale to też nie Izrael - coś pomiędzy ). Zrobiłem kilka zdjeć przy Bramie Damasceńskiej, przechodzę przez nią, jak Cejrowski ( ten moment był faktycznie zgodny z prawdą ) i... pfffff! Wielkie targowisko! Powiem szerze, spodziewałem sie trochę innej atmosfery w Ziemi Świętej ( nie wiem dokładnie jakiej, ale napewno nie targowiska ). Number One wizyty w Jerozolimie dla mnie to Bazylika Grobu Pańskiego, gdzie jest Kamień Namaszczenia ( symboliczny ) oraz Grób Jezusa. Przechodząc między targami, milionami ludzi ( Żydzi stanowili tu mniejszy procent, jest ich więcej w Dzielnicy Żydowskiej ), starałem się znaleźć tą bazylikę. Najpierw źle skręcilem i przyszedłem do biura turystycznego Mike's Center, które poleciło mi wycieczkę do Masady i Morza Martwego za 50$. Najpierw uznałem, ze to nie ma sensu, dopiero następnego dnia coś sie w moim rozumowaniu zmieniło. Mike powiedział mi, że Bazylika jest na następnym zakręcie. Faktycznie, była. Tylko ja zobaczyłem kościół luterański, który po wielkości oceniłem za Bazylikę. Kościół był zamknięty, więc myśląc, że Bazylika jest zamknięta, postanowiłem przyjść następnego dnia. Number Two na mojej liście była Ściana Płaczu, więc tam zamierzałem pójść. Po drodze zglodniałem, więc pamiętając odcinek Cejrowskiego i też rozkładając się po restauracjach w muzułmańskiej dzielnicy, uznałem, że zjem coś w dzielnicy Żydowskiej. Wschodząc na Jewish Quater Road ( główna ulica dzielnicy żydowskiej ) zobaczyłem plac z fonatnną w środku, synagogą oraz restauracją ( raczej fast-foodem ) B&B. Nie wiem dlaczego, ale miałem ochotę na kebaba ( może dlatego, ze ostatnio jadłem go w Turcji w 2011? ). Restauracja wyglądała porządnie ( mam kilka kryteriów oceniania; jednym z nich jest rodzaj szyldu - jeżeli jest napisany czarną czcionką Calibri, Arial lub inną PODSTAWOWĄ to nie jest porządna restauracja. Tak samo mam kryteria odnośnie stron internetowych ), więc wszedłem, zamówiłem mojego kebaba, zaszalałem biorąc wszystkie dodatki, i usiadłem go zjeść. Pózniej się zorientowałem, że zgubiłem mapkę, którą przygotowałem w Warszawie, i która byłaby mi bardzo przydatna. Idąc w stronę Ściany Płaczu wszedłem do synagogi ( nie pamiętam nazwy ), gdzie siedziało kilku ortodoksyjnych Żydów, którzy modlili się, niektórzy przy komputerze, inni, jak 'ludzie'.
Ściana Płaczu nie była okupowana aż tak bardzo ( w szabat cudem jest dojść do ściany! ), więc po przebyciu kontroli podszedłem i się pomodliłem. Niestety nie naszykowałem kartki ( bez obaw, następnego dnia udało się ją wrzucić ). Przy Ścianie Płaczu jest Kopuła na Skale, ale moża tam wejść tylko w niedziele, a ja wyjeżdżałem do Tel Avivu w sobotę. Ze Starej Jerozolimy Kopuła na Skale i Meczet Al-Aksa to jedyne miejsca do których nie mogłem wejść.

Następnego dnia wstałem rano, zjadłem płatki na śniadanie i poszedłem z powrotem do Starej Jerozolimy, do Bazyliki Grobu Pańskiego, mojego Number One. Podszedłem do kościoła luterańskiego, który uznawałem wciąż za Bazylikę, aż w końcu zakonnice wytłumaczyły mi, gdzie jest ta prawdziwa Bazylika. Oczywiście, że była otwarta. Na wejściu widziałem Kamień Namaszczenia, przy którym modlili się ludzie, idąc do środka zobaczyłem Grób Jezusa, przy którym stał tłum ludzi w kolejce. Poszedłem w stronę jednej z kapliczek, kiedy spotkałem polskiego zakonnika z zakonu Franciszkanów. Powiedział mi, że kolejki do Grobu są MAŁE ( to jakie są duże? ), i polecił mi od razu się ustawić. Po półtoragodzinnym czekaniu wreszcie miałem te pięć minut ( z zegarkiem w ręku! ). Przy nas stał ormianin ( z początku myślałem, że to Arab, ale jednak nie. To on pilnował ludzi przy grobie. Grób jak grób, nie był pozłacany, tylko nader popularny moim zdaniem. Nie rozumiem ludzi, co piszą, że wszystko jest zaśmiecone i zaniedbane, że nie ma czasu na bycie przy grobie i tak dalej. Według mnie wszystko było w porządku. Później jeszcze udałem się na Golgotę, miejsce ukrzyżowania Jezusa. Do spokojnej kolejki nagle wpadła Polska wycieczka, która, oprócz znanego nam, naszego symbolu za granicą, w postaci skarpetek i sandałów zaczęła przepychać się przez ludzi w kolejce, jakby Golgota za pięć minut miała zniknąć. Franciszkanin stojący na kontroli musiał zacząć interweniować, a ja, załamałem się, dlaczego to nasi muszą robić 'wiochę' za granicą. Odłamałem się wychodząc z Bazyliki. Była to 11:30, słońce jakby urządzało grilla piecząc ludzi.
Najbardziej znanym zdjęciem Jerozolimy jest to z Góry Oliwnej, więc następnie tam postanowiłem się udać. Poszedłem więc do stacji autobusowej, dowiedziałem się, że autobus numer 75 ( chyba ) odjeżdża właśnie tam. Za kierownicą siedział otyły chłopak, u którego kupiłem bilet. Powiedział, że za pół godziny odjazd. Postanowiłem się przejść wzdłuż starych murów. Wróciłem, czekam, czekam, aż w końcu pytam go kiedy odjazd ( chociaż bardziej mnie zastanawiało, czy to on będzie prowadził ). Powiedział, że za dziesięć minut. Okej. Piętnaście minut później mówi, że za pięć minut, ponieważ czeka na kierowcę. Ulżyło mi. Kierowca, wyluzowny, przyszedł trochę pózniej, ponieważ musiał kupić jakiś dywanik. Wyjechał i przy okazji miałem okazję poznać jerozolimski sposób jazdy ( w Tel Avivie jest bardziej europejsko ). Tam jeżdżą jak chcą. Ludzie przechodzą na środku skrzyżowania lub drogi, ktoś zatrzymuje sie na zakręcie i idzie do sklepu, wszyscy trąbią! Lał! W końcu autobus dojechał na Górę Oliwną, a miejscowi pokierowali mnie na punk widokowy. Idąc widziałem tą Jerozolimę, która jest na zdjęciach. Ja też porobiłem kilka pięknych zdjęć tam. Według mnie było to drugie miejsce w odcinku Cejrowskiego, które wyglądało tak samo w telewizji i w rzeczywistości. Później postanowiłem zejść z Góry, chciałem zdążyć na Drogę Krzyżową franciszkanów o 16:00. Po drodze zobaczyłem kościół św. Anny, który przypominał bardziej cerkiew, oraz grób Maryji ( symboliczny, bo przecież Maryja została wzięta do nieba z ciałem ). To miejsce było prawie puste. Nie licząc jednej grupy był tylko jeden zakonnik. Zszedłem na dół, zdążyłem nawet przed 16:00, i włócząc się czekając na Drogę franciszkańską, zobaczyłem grupę polską ( bardziej kulturalna niż ta w Bazylice, ale sandały i skarpetki... Of couse! ). Miałem okazje pójść śladami Jezusa w wersji polskiej. I wtedy poczułem takie jakby 'jerozolimskie spełnienie'. Nagle ta Masada i Morze Martwe zaczęły mieć sens. Poszedłem więc do Mike'a i kupiłem wycieczkę. Tak, jak wspominałem w Ścianę Płaczu włożyłem karteczkę dzisiaj. Najpierw miałem cel kupienia kąpielówek, ponieważ w programie wycieczki jest kąpiel w Morzu Martwym, a jak się wykąpać bez stroju? Chodziłem po targach w poszukiwaniu czegoś, ale nic! Niektóre stoiska się zamykały, a ja chciałem pójść do Nowej Jerozolimy na przykład do centrum handlowego. Na przystanku tramwajowym nie ma nikogo, oprócz jednego Żyda, którego pytam, kiedy przyjedzie tramwaj. On odpowiada, że szabat się zaczyna. Faktycznie! W pośpiechu jeszcze raz przeszukuję stoiska. Nic! Szkoda, ale trudno, więc udaję się pod Ścianę Płaczu, aby włożyć karteczkę. Bardzo się zdziwiłem, kiedy stało tam BARDZO dużo Żydów. Nie wspominałem, że pod Ścianą Płaczu trzeba mieć specjalną czapeczkę. Do tego w szabat nie można robić zdjęć. Wydawało mi się, że w szabat trzeba siedzieć w domach, a nie chodzić. Doesn't matter, wróciłem do hotelu spakować walizkę i przygotować się do wymeldowania, ponieważ wyjazd do Masady miał być o siódmej rano. Role kąpielówek spełniły wodoodporne szorty. Fiuuu! Jeden problem z głowy.

Wstałem wcześnie rano i przygotowałem się do wycieczki. Autobus, trochę spóźniony, przyjechał około 7:30, później udał się w stronę Masady. Podczas drogi poczułem się bardzo zmęczony, dlatego na pół godziny zasnąłem. Obudziłem się przy znaku 'Sea Level', tuż przed przerwą na zdjęcia. Prawdopodobnie obudziła mnie zmiana ciśnienia ( Jerozolima jest ok. 300 m.n.p.m ). Dalej przewodnik wskazał wyłaniającą się znad horyzontu panoramę Morza Martwego. Z początku przypominało zwykłe morze, jednak później zmieniłem zdanie. Najpierw udaliśmy się do ruin starożytnej osady. Za 40 szekli obejrzałem kilkuminutowy filmik opisujący krótko historię tych ludzi. Dalej przechodziło się przez mini-muzeum, gdzie była m.in bardzo długa księga ( długa, nie gruba! ), przy okazji pokazano kilkumetrowy stół do pisania takich ksiąg. Dalej wychodziło się, aby zobaczyć ruiny domów tych ludzi. Najpierw chwilkę pochodziłem, później natomiast przyłączyłem się do angielskiej wycieczki, aby dowiedzieć się czegoś więcej, jak żyli ci ludzie, i tak dalej. Ta godzina minęła bardzo szybko. Udałem się do autobusu, jednak tam musieliśmy czekać na dwie osoby, które przyszły dwadzieścia minut później. Pojechaliśmy dalej do Masady, która znajdowała się godzinę drogi. Na miejscu kupiłem bilety na kolejkę linową ( bo taka stanowiła opcję zamiast wchodzenia i schodzenia ) w dwie strony, ponieważ nie posiadałem czapki i filtru słonecznego. Na szczęcie nabyłem te dwie rzeczy w sklepie obok. Wjeżdżając na górę widziałem piękne widoki m.in na Morze Martwe. Masada, jak się okazało, to ruiny innej osady, ta jednak była większa oraz znajdowała się na szczycie góry. Przeszedłem się dookoła, przez czterdzieści minut zachwycałem się magią tej cywilizacji.

A CO STAŁO SIĘ DALEJ W CZĘŚCI 2

Dodaj Komentarz