Będzie to nieco bardziej opisowa relacja niż moje poprzednie, ale mam nadzieję że Was nie zanudzi (ostatnio to w końcu popularny temat na forum) – zawsze można obejrzeć same zdjęcia
;)
Wstęp
O podróży do Izraelu myślałem już od jakiegoś czasu. Powodów było co najmniej kilka. Ziemia święta – miejsce wydarzeń opisywanych w biblii, czyli możliwość ujrzenia historii na własne oczy. Ciekawe, czasem niespotykane gdzie indziej zjawiska przyrodnicze takie jak Morze Martwe, znajdujące się jednocześnie w najgłębszej depresji na świecie. Czy w końcu Izrael jako miejsce szeroko opisywane przez media ze względu na konflikt Żydowsko-Palestyński – a miałem okazję się przekonać już kilka razy że obraz medialny jest całkowicie różny od tego który można zobaczyć własnymi oczami. Niestety loty nie były za tanie (czasem w szalonej środzie lotu trafiała się jakaś sensowna promocja), a na miejscu jeszcze drożej - odkładałem to państwo na później. A potem Wizzair zaczął latać z Polski za świetne pieniądze. I nastąpił wysyp relacji na naszym forum które stanowiły inspirację do zaplanowania trasy takiej podróży (największą chyba relacja "Izrael: trzy morza w sześć dni", ale to może dlatego że pojawiła się jako pierwsza, a może dlatego że koncentrowała się na przyrodzie a nie zabytkach). A jak już w głowie sobie jakąś trasę zaplanuję, to tylko kwestią czasu jest jej realizacja
;) I tak pod wpływem impulsu nabyłem bilety przed bożym narodzeniem, oficjalnie na prezent gwiazdkowy dla mojej partnerki:P choć ciężko powiedzieć dla kogo to był większy prezent
;)
Bilety na 5 dni w Izraelu pod koniec stycznia były, trzeba było zacząć konkretne przygotowania. Jako że kraj jest to baardzo drogi, zdecydowaliśmy się na nocleg pod namiotem. Jeśli namiot, to koniecznie samochód (dojazdy na darmowe kempingi, które jednak najczęściej są poza miejscami gdzie dociera autobus) – zyskaliśmy dodatkowo bardzo wiele na mobilności, rzeczy koniecznej przy tak krótkim czasie pobytu jeśli interesuje nas intensywne zwiedzanie. Auto wynajęliśmy z Budget, płacąc trochę drożej, ale nie musieliśmy dokonywać przedpłaty, której się obawiamy podróżując z nie do końca kartą kredytową
;) (czyli embosowaną debetówką, bez napisów "debit" – takie wydaje np mBank, dawne delfinki, czy GetIn Bank, np promocyjna karta dla kierowców – oczywiście jako że są to karty debetowe to kwotę excess wymaganą przez wypożyczalnię trzeba fizycznie mieć na karcie by była możliwa blokada). Jeśli by bowiem firma odmówiła wypożyczenia auta ze względu na złą kartę płatniczą to przedpłata przepada.. (ten zapis mają prawie wszystkie wypożyczalnie aut). A w Izraelu znaleźliśmy tylko jednego pośrednika który wypożyczał bez kredytówek, ale ceny miał ponad 2 razy wyższe.. Ok, dość o wypożyczaniu aut (aczkolwiek wydaje mi się że taka informacja może być przydatna dla studentów-podróżników), została nam jeszcze jedna kwestia do rozwiązania przy założeniach minimalnego budżetu – jedzenie. Za dużo z Polski nie mogliśmy wziąć, ponieważ 2 małe bagaże podręczne (ach ten Wizz..), gdy zapakuje się do nich namiot, 2 śpiwory, lustrzankę i trochę ubrań, nie pozostawiają za wiele miejsca. Ot kilka rzeczy którymi wypchaliśmy kieszenie kurtek, i postanowienie że pierwsza rzecz którą zrobimy po przylocie to udamy się do taniego hipermarketu by dokupić resztę produktów spożywczych na te kilka dni. Możemy więc ruszać!
Dzień 0 Przylot
Do Tel Avivu przylatujemy po 20. Jesteśmy ciekawi jak to będzie z tą kontrolą – niektórzy pisali o kilku godzinnych przesłuchaniach, inni że bez problemu. A u nas było.. ciekawie
;) Niestety rozdzieliliśmy się na chwilę, umówiliśmy że spotkamy się przy kontroli paszportowej. Idę pod kontrolę i nie widzę mej lubej.. Rozglądam się i rozglądam, ale jej nie ma. No ok, może znudziło jej się czekanie i przeszła już. Idę do okienka, 2 pytania (jaki cel - turysta, gdzie śpię – w namiocie, to miłego pobytu życzę) i witamy w Izraelu. Niestety przy baggage claim też jej nie ma (zresztą po co miała by być, z podręcznym jesteśmy tylko), to wyjdę za custom a tam.. nadal nie mogę jej znaleźć.. Już zaniepokojony czekam, czekam, a tu w końcu telefon "Kuba, nie chcą mnie wpuścić!" Co się stało. W tłumie pod kontrolą paszportową musieliśmy jakoś się nie zauważyć, podeszła więc moja partnerka w końcu sama do urzędniczki. A tam taka rozmowa: - W jakim celu – Turystka – Gdzie pani śpi? - W namiocie – W namiocie.. a gdzie ten namiot? – Mój partner ma. - Hmm. A gdzie partner? - Przy innym okienku musi być. - No dobrze, to gdzie pani będzie podróżować? - No Tel Aviv, Jerozolima, Morze Martwe.. nie wiem, szczegóły zna partner. - Aha.. To może pokaże pani chociaż bilet powrotny? - Nie mam, jest w plecaku partnera!" Oczywiście skończyło się na zaproszeniem do "pokoju zwierzeń"
;) A tam, że to poczekamy na pani partnera, niech pani zadzwoni do niego. Tyle że.. ja byłem już poza strefą przylotów! I oczywiście nikt nie chciał mnie wpuścić z powrotem. Tłumaczę całą sytuację gościowi na wyjściu, on że nie przepuści, on jest tylko z ochrony, a nie może nigdzie zadzwonić bo jest sam jeden i nie zejdzie z posterunku. Bym do Turist information się udał. Tam pani że muszę do Internal Affair biura pójść w tej sprawie, na 2 piętro. Idę, a w okienku gdzie powinien ktoś być 24h/dobę.. nikogo nie ma. Czekam, nikt się nie zjawia. Powrót pod TI, zdziwienie że nikogo nie ma, telefon.. i nikt nie odbiera. To żebym na policję się udał, ale.. oni w sumie nie mają swojego biura tylko jakiś wewnętrzny pokoik. No to dzwoni do nich, tam w końcu ktoś stwierdził, że co prawda nie przepuszczą mnie z powrotem, ale zadzwonią do "pokoju zwierzeń". I w końcu po ponad 45 min odzyskałem swoją lepszą połówkę
;) Obiecaliśmy sobie nigdy się już nie rozdzielać przed i przy kontroli paszportowej
;) Dalej już bezproblemowo przy wypożyczeniu, jednak godzina robi się późna. Pierwszym naszym celem był supermarket. Była to sobota, sobota czyli szabas. Na szczęście Tel Aviv aż taki pobożny nie jest, jest cała sieć sklepów (Tiv taam) które są czynne. Wchodzimy do sklepu i szok.. wiedzieliśmy że jest drogo, czytaliśmy o tym dużo, ale zobaczyć te ceny na własne oczy to co innego.. najtańszy bochenek chleba 14nis.. Średnio koło 18-20nis. Po wybraniu kilku produktów płacimy za nie tak ok 4-5 razy drożej niż by wyniosły nas w Polsce (wszystkie rzeczy z kategorii najtańszych – chleb, ketchup, 2 serki topione, nóż, zgrzewka wody mineralnej – ponad 80zł). Mamy zapasy, można ruszać dalej. Było to jednak bardzo ważne by zrobić zakupy jeszcze w Tel Avivie – kierujemy się bowiem do Ein Gedi, nad Morze Martwe, które jest jednym z najdroższych rejonów w Izraelu.
Sama droga spokojna – dobrze oznaczona, szeroka, ruch nieduży. Dopiero kilkadziesiąt kilometrów za Jerozolimą (czyli już na terytorium Autonomii Palestyńskiej, jednak na drodze będącej pod kontrolą Izraela) natykamy się na checkpoint, 2 znudzonych młodziaków z wielkimi karabinami, zaczynają do nas po żydowsku, my odpowiadamy że nie rozumiemy, czy może po angielsku powtórzyć, na co mówią "aa, tourist" i machają ręką by jechać dalej. Taki krótki rytuał odprawimy jeszcze wielokrotnie (przy czym tylko jeszcze jeden raz w samej Palestynie). Dojeżdżamy na parking przy publicznej plaży (w nocy bezpłatny – szlaban jest otwarty) i pośród innych namiotów szybko rozbijamy swój – Żydzi lubią kempingi, namiotów jest naprawdę sporo. Dobrze że mamy śpiwory i termo odzież – w nocy robi się zimno. A my musimy się wyspać – jutro wstajemy przed 5 rano!
Dzień 1 Masada – Ein Gedi NP – Ein Gedi
Czemu tak wcześnie? Chcemy bowiem przywitać wschód słońca ze szczytu starożytnej twierdzy Masada, wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO
:) O samej Masadzie nie będę się rozpisywał, krótko – zbudowana (a raczej rozbudowana) przez króla Heroda (tak, tego króla Judei), niedługo potem stanowiła jeden z ostatnich punktów oporu przed rzymianami. Dla nas miała jednak stanowić świetny punkt widokowy na pustynię Judzką i Morze Martwe! Żeby dostać się na górę przed wschodem słońca trzeba wspiąć się stromą, wąską ścieżką (wstęp od 5:30, idzie się podobno minimum ok 40min, my truchtając doszliśmy w 25min - trochę zaspaliśmy i śpieszyliśmy się bo zaczęliśmy wchodzić o 6, a wschód słońca planowany był na 6:35) – można się zmęczyć! Jako że jest to park narodowy wstęp kosztuje 23nis od osoby dla studenta (wszystkie parki w których byliśmy były w tej cenie) – ale myślę że było warto
:D Znacznie spokojniej schodzimy na dół, to nie koniec trekingu na dziś. Następnym naszym punktem na liście jest bowiem park narodowy (oaza) Ein Gedi. Która nas nie rozczarowała. Tam na nas czekały koziorożce nubijskie i góralki syryjskie. No i piękne krajobrazy – udaliśmy się standardową ścieżką – najpierw do wodospad Dawida a potem do znajdującej się nad nim jaskini Dodim. Mimo że był styczeń woda była w sam raz żeby się ochłodzić po wspinaczce krótką kąpielą. Niech nikogo bowiem nie zmyli fakt że wodospad jest niski – by dostać się nad niego trzeba iść mocno na około. Cieszyliśmy się że zrobiliśmy to wcześnie rano, bowiem gdy schodziliśmy na dół naszych uszu dobiegły przeraźliwe ryki.. Tak, to wycieczki szkolne. Z góry wyglądały jak wąż z dołu, będąc przy kilkuset dzieciach trzeba było po prostu uciekać;) Zdziwił nas tylko fakt że były to same dziewczynki, wszystkie w czarnych spódnicach, ale już z górną częścią ubrania dowolną.
Po takich wędrówkach czas nadszedł na zasłużony relaks w Morzu Martwym. Tu wskazówka praktyczna – niestety parking pod plażą publiczną jest płatny. A pan parkingowy na pytanie czy wie gdzie można zaparkować niedaleko bezpłatnie spojrzał się na nas jak na debili i zapytał "Czy naprawdę sądzicie że odpowiem na takie pytanie? Ja mam dzieci do wykarmienia". Otóż my nie mamy i Wam odpowiemy
;) Zostawcie samochód pod rezerwatem, jest to tylko kawałek, ot, parę minut na piechotę, a miejsca jest pod dostatkiem. Sama plaża tak naprawdę nie jest plażą – strome kamieniste zejście, wejście do wody również po kamieniach, w dodatku z złogami skrystalizowanej soli (uwaga na stopy! Sól tnie skórę nadzwyczaj dobrze
;) ) - ale czy to ważne? Można zobaczyć to piękno krajobrazu i poczuć jedyne i niezapomniane uczucie niezatapialności
:D To nieprawda że nie da się leżeć w Morzu Martwym na brzuchu – jest to jednak bardzo trudne, nogi wypycha ci do góry, przez co automatycznie twarz wędruje do wody – co może być niebezpieczne (a już na pewno wielce nieprzyjemne – mi dostała się kropelka wody do nosa jak wbiegałem – piekło mnie i katar miałem przez 40min), nie radzę próbować niedoświadczonym pływakom! Niebezpieczeństw jest na tym terenie zresztą wiele – cały teren jest pełen tzw "sink holes" – obszarów grożących zawaleniem (z powodu wypłukanych pokładów soli) - dlatego też dostępne są jedynie dwie publiczne plaże, spora część Morza Martwego jest zaś odgrodzona drutem kolczastym..
Jakkolwiek ciekawa nie była by kąpiel, nie jest to rozrywka na cały dzień (mimo że temperatura sprzyjała – 26 stopni powietrze, woda pewnie niewiele mniej) – ani nie da się poleżeć na plaży (ew w wodzie można
;) ) ani dłuższy kontakt z tak słoną wodą nie jest przyjemny (wydaje się ona oleista). Krótki prysznic, krótki piknik i ruszamy w kierunku naszego dzisiejszego noclegu – kawałka pustyni w okolicy mieściny Tsofar. Po drodze spotykamy pierwszych stopowiczów – których oczywiście zabieramy ze sobą (sami niejeden raz stopowaliśmy, jak tylko mamy możliwość spłacamy nasz dług społeczny
;) ). Jest to dwójka młodych (o ile pamiętam mieli 20-21 lat) żołnierzy, świetna okazja by poznać bliżej mieszkańców tego kraju – już po chwili wypytując ich o wszystko
:) Była to pouczające doświadczenie – nasi rozmówcy narzekają na obowiązek służby wojskowej, mówią o tym jakie to nieprzyjemne i wyczerpujące doświadczenie, że oni podobnie jak większość ich znajomych tuż po planują wyjechać z Izraela by zaczerpnąć powietrza i odetchnąć od tej całej polityki, nabrać perspektywy. Pytam się czy na stałe chcą wyjechać, czy źle się tu żyje. Nie, nie na stałe, i nie żyje się źle, tylko politycy starają się narzucić (a czasami wymusić) całemu społeczeństwu określone poglądy. Tak jak w przypadku wycieczek do Polski. Chłopaki osobiście się od takowej wymigali, ale uważają je za bezsens co potwierdzają opinie ich znajomych którzy w Polsce byli – rano młodzież odwiedza obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, a wieczorem baluje w Krakowie korzystając z taniego alkoholu. Gdzie tu miejsce na pamięć, na zadumę? Tego nie da się wymusić. Zadaje wtedy nieco nurtujące mnie pytanie, mianowicie jak postrzegana jest Polska i Polacy w Izraelu, czy tak jak czasem możemy przeczytań w niektórych amerykańskich dziennikach mówi się o polskich obozach koncentracyjnych? Młodzieńcy zaprzeczają – mówią że w Izraelu ludzie doskonale znają historię, i nikt tak nie uważa – Polaków raczej darzą sympatią, choć kojarzy im się Polska głównie z tragedią ich narodu. Po chwili stwierdzamy że tematyka naszych rozmów stała się nieco przyciężka, więc pytają nas o plany w Izraelu, po których opisaniu stwierdzają – wow, i to w 5 dni? Nic Wam do dodania nie mamy, zobaczycie najciekawsze miejsca – północ jest zbyt podobna do Europy by była ciekawa (moi rozmówcy podróżowali po zachodniej europie na stopowej wycieczce). Co do stopowania – mówią że nadal jest popularne, ale już ludzie w Izraelu nie chcą tak chętnie brać. I że ogólnie zauważają taką zależność – im kto biedniejszy, tym chętniej pomaga
;) Coś w tym jest.. Wysadzamy chłopaków w Tsofar, a sami kawałek dalej zjeżdżamy w piaszczystą drogę która nas prowadzi do naszego kempingu, czyli.. niczym nie wyróżniającego się kawałka pustyni (już pustyni Negev). Gdyby nie tablica informująca że to tu, ciężko było by dojść do wniosku że to kemping. Tablica ta ostrzegła nas również przed skorpionami i wężami
;) Po długim dniu jeszcze przed zmrokiem (przed 17!) z łatwością zasypiamy.
CDNDzień 2 – Park Timna – Eilat – Czerwony kanion
Nasz dzień zaczyna się zanim poprzedni zdążył się skończyć.. Tuż po pierwszej w nocy budzi nas zimno. A jesteśmy w namiocie (standardowy T2 z decathlonu), w śpiworach, z termo bielizną, i w bluzie. W dodatku wicher miota połami naszego namiotu na prawo i lewo, hałas też nie pomaga w zaśnięciu. Szybko się ubieramy w co tylko nam zostało (dodatkowa bluza i kurtka). Jednak wytrzymujemy tak jedynie do ok 4 rano. Jest przeraźliwe zimno. Co prawda mój śpiwór jest malutki, ale lipny jeśli chodzi o zdolności termoizolacyjne (S15 ultralight, też z decathlonu) - ma limit cieplny 11 stopni. Jednak śpiwór mojej drugiej połówki ma limit 0 stopni i też jest jej za zimno.. Szybka decyzja, idziemy spędzić resztę nocy w samochodzie. Na krótko odpalamy ogrzewanie, po 10 minutach robi się ciepło, wyłączamy silnik i dosypiamy resztę nocy już spokojnie. I tu uwaga dla wszystkich – tak, w Izraelu jest ciepło, nawet w zimie, ale na pewno czytaliście w niejednej książce podróżniczej/przygodowej że pustynie mają to do siebie że w dzień panuje upał, a w nocy jest okrutnie zimno – otóż sprawdziliśmy empirycznie, to prawda
;) Nie piszcie się na nocleg na pustyni w namiocie w zimie jeśli nie macie naprawdę dobrego sprzętu. W nocy było ok 0, taki sen to żadna przyjemność. Jeśli jeszcze raz byśmy planowali wycieczkę nie powtórzyli byśmy tego błędu (pojechali byśmy ze względów finansowych nadal pod namiot, ale nie w styczniu).
Dalsza część dnia jest jednak duużo przyjemniejsza. Odwiedzamy park krajobrazowy Timna – nie jest on parkiem narodowym, więc niestety cenę za wejście ma sporo wyższą – 40nis dla studenta. Ale krajobrazy rzeczywiście są świetne. Różnego rodzaju formacje skalne poddane działaniu erozji podobają nam się bardzo. Park jest ogromny, dlatego jego zwiedzanie jest możliwe tylko dla osób zmotoryzowanych. Podjeżdża się kawałek autem, zwiedza na piechotę dany obszar, po czym jedzie dalej. Całość spokojnie starcza na kilka godzin. Usatysfakcjonowani możemy ruszyć w kierunku Morza Czerwonego. Naszym celem oczywiście jest Eilat, a dokładnie znajdująca się tam rafa koralowa. Kolejny park narodowy, kolejne 23nis. Niestety pogoda przestała nam sprzyjać, jest pochmurnie i wietrznie, 18 stopni maximum. Po tak spędzonej nocy
;) woda nie zachęca do wejścia, nie przyjechaliśmy jednak się na nią popatrzeć, tylko posnorklować! (w naszym mocno ograniczonym bagażu zawsze znajdzie się miejsce na maskę i fajkę
:) ) Woda zimna, ale było warto! Same korale nie są w najlepszym stanie, ale ilość i kolory ryb rafowych aż nadto to kompensują
:) Jeśli ktoś nie był nigdy na żadnej rafie na pewno nie będzie zawiedziony, a i bywalcy mają na co sobie popatrzeć (marząc o kolejnych nurkowaniach). Niestety akumulator od aparatu do zdjęć podwodnych postanowił wybrać sobie odpowiedni moment na odmówienie posłuszeństwa, dlatego zdjęcia mało i wyszły nie najlepsze.. (jest to zamiennik oryginalnej baterii, i czasami mimo że w pełni naładowany jest odczytywany przez aparat jako pusty :/ muszę go wymienić)
Szybki prysznic i ruszamy dalej. Najpierw krótkie uzupełnienie zapasów o chleb i serek topiony, potem zahaczamy o stację benzynową (i dobrze! Przy granicy Egipskiej ceny paliwa są ponad 1nis tańsze za jeden litr! A normalna cena 7,48 pozostawia wiele do życzenia :/) i jedziemy do Czerwonego kanionu. Nie jest to miejsce szeroko znane, w LP jest tylko jednozdaniowa wzmianka o nim, a było to jedno z najładniejszych miejsc w Izraelu jakie widzieliśmy! Szkoda tylko że byliśmy tuż przed zmrokiem, było już dość ciemno. Mała wskazówka jak tam trafić (ciężko znaleźć to info) – 19km za ostatnim rondem w Eilacie jadąc drogą 12 po prawej stronie będzie mała tabliczka – należy skręcić w prawo w pustynną drogę i jechać nią ok 1,5km i jesteśmy na miejscu. Są możliwe dwie trasy (kółka), jedna krótka, do zrobienia w 45min, druga na o ile pamiętam 4h.
Zadowoleni możemy jechać do miejsca naszego kolejnego noclegu – na skrawek pustyni pod Mitzpe Ramon, gdzie powinien znajdować się kemping. Zanim tam docieramy, mijamy kolejny checkpoint (znany już Wam krótki rytuał się odbywa), po czym stojącą na awaryjnych ciężarówkę wojskową – z pobocza macha nam młoda dziewczyna w mundurze wojskowym byśmy się zatrzymali. Co oczywiście robimy i pytamy się jak możemy pomóc. Mówi że zepsuła im się ciężarówka, jest ciemno i zimno, a oni czekają już 5h na pomoc z bazy. Czy nie mamy jakiegoś jedzenia, czegokolwiek bo robią się już strasznie głodni
;) Choć nasze zapasy też są szczupłe (a ciarki przechodzą na myśl o koszcie ich uzupełnienia
;) ) oddajemy chleb, marmoladę z zapasów z Polski i butelkę wody mineralnej przepraszając że nie mamy więcej - dziewczyna jest prze szczęśliwa, dziękuje i mówi że oni zjedzą wszystko, są w końcu w wojsku, marmolada nada się w sam raz
;) Jedziemy dalej, docieramy do punktu oznaczonego na naszej mapie jako kemping, ale.. nic tam nie ma, nawet tabliczki że to nic to właściwe miejsce. No trudno, możemy spać i w niewłaściwym
;) Tego wieczoru nie bawimy się w żadne rozbijanie namiotu, już wiemy że nie wytrzymali byśmy z zimna, śpimy w samochodzie. W ciągu nocy musieliśmy 2 razy odpalać na kilkanaście minut ogrzewanie..
Dzień 3 - Mitzpe Ramon – Ein Avdat – Beit Guvrin
Dzień zaczynamy od spaceru po największym kraterze świata – kraterze Ramon. Który kraterem tak naprawdę nie jest, przynajmniej jeśli chodzi o język polski – my bowiem nazywamy tak zagłębienia w terenie powstałe w wyniku uderzenia meteorytu bądź działalności wulkanicznej, tu zaś mamy do czynienia z działaniem erozji – mowa więc o Machtesh, unikalnej dla Izraela formacji geologicznej. Jak zwał tak zwał, krajobraz jest księżycowy. My na miejsce startu spaceru (nie wyobrażamy sobie dnia na wycieczce bez odrobiny ruchu) wybraliśmy HaMinsara, gdzie można spotkać charakterystyczne skalne słupy. To nie kostka brukowa
;) Powiedzmy sobie szczerze – spacer we wnętrzu krateru fajny, ale widoki z góry, z miasteczka są dużo lepsze. Tu też spotkaliśmy wycieczkę Żydów, ale dość specyficzną. Otóż kilkunastu młodych ludzi (też dziewczyny) w cywilnych ubraniach chodziło podziwiać widoki z karabinami
;) Ciekawie to wyglądało, nie czuć jednak było żadnego zagrożenia, ot taki mają klimat, że sparafrazuje słynne ostatnimi czasy słowa
;) Ruszamy dalej, zobaczyć tym razem bardziej znany kanion, Ein Avdat. Tu mała przestroga – są 2 parki narodowe o tej nazwie! Park Avdat to miejsce archeologicznych wykopalisk, znajduje się kilka kilometrów wcześniej jadąc od strony Ramon, dalej dopiero jest park Ein Avdat, ten z interesującym nas kanionem
;) Najpierw jest parking przy punkcie widokowym z góry kanionu (niestety z jakiś powodów ścieżka którą można by pieszo zejść na dół jest zamknięta). Widok z góry ok, spotkaliśmy tam też kolejne stado koziorożców. Jednak naprawdę ładnie jest w samym kanionie - trzeba użyć drugiego wejścia do parku, znajdującego się dalej, tuż przed miejscowością Sde Boker. Tu widoki są zdecydowanie lepsze. Kolejne dobrze wydane 23nis
;) Nasyciliśmy się widokami, no to w drogę. Tuż przy wyjeździe z Sbe Boker na oko 80 letnia pani łapie stopa, jednak po krótkiej rozmowie na migi ustalamy że nie chce jechać w tą stronę co my. Trudno, tym razem nie pomożemy
:) Co jakiś czas po drodze (już od Eilatu) mijamy tablice ostrzegające nas przed dzikimi wielbłądami, niestety żadnych nie spotkaliśmy. Kolejny checkpoint, i kolejni stopowicze
;) Tym razem przygarniamy 3 gości, którzy odzywają się do nas.. po rusku. Trafiamy na 2 Ukraińców i 1 Rosjanina, którzy co dopiero (przed kilkoma tygodniami) przeprowadzili się do Izraela. Przeprowadzili się z rodzinami, rząd umieścił ich w jednej wiosce dla imigrantów, gdzie się poznali. Języka żydowskiego dopiero się uczą, nie mają jednak większego problemu z dogadaniem się bo w Izraelu jest spora grupa osób ze wschodu. Mówią że przeprowadzili się z różnych powodów (Ukraińcy – z powodu zamieszek i złej sytuacji w kraju, Rosjanin z powodów religijnych), nie czują się związani z państwem Izrael, po prostu mieli możliwość przyjechania tu ze względu na pochodzenie, chcą poprawić sobie życie. Podwozimy ich do Be'er Sheva, pierwszego większego miasta które widzimy (za dnia). Uff, czyli jednak jest jakieś życie w Izraelu
;) Tu kończą się też pustynne klimaty, zaczyna się bardziej nam znany krajobraz. Wśród pól i łąk których nie powstydziła by się Polska (tylko wyskakujące co jakiś czas palmy są mylące) dojeżdżamy do parku narodowego Beit Guvrin. Jest to chyba mało znane miejsce wśród turystów, a szkoda. Park ten bowiem obejmuje wapienne wzgórza pośród których znajdują się setki wykopanych jaskiń, zamieszkiwanych w starożytności (najstarsza sprzed 1400 roku BC). O miejscu tym (Maresha) można znaleźć wzmianki już w Biblii. Mimo że nie jesteśmy fanami wykopalisk, to miejsce jest po prostu piękne. Godne zakończenie fajnego dnia, jedziemy pod Jerozolimę, tuż obok miasteczka Ora, znaleźć nasz kemping. Będąc już na miejscu przechodzimy chwilę zwątpienia, jedziemy bowiem przez te góry, i jedziemy, a tu nadal nie ma wjazdu do naszego parku. Dopiero wraz z ostatnimi promieniami zachodzącego słońca znajdujemy nasz las, z miejscem pod namiot i źródłem wody. I znów próbujemy przespać się w namiocie, jednak w górach pod Jerozolimą jest nadal zimno, kończymy nasz sen zatem w samochodzie
;)
CDNDzień 4 Jerozolima – Betlejem – St. George Monastery
Tego dnia mamy duużo do zobaczenia, wstajemy więc skoro świt. Dziś bowiem nadszedł czas na zwiedzanie Jerozolimy. Trochę obawiałem się tego miasta, a dokładniej parkowania w nim. Ciężko bowiem znaleźć informacje o darmowych parkingach (większość stron wręcz twierdzi że takich nie ma w centrum), jednak tu na etapie planowania z pomocą przyszli forumowicze
:) Skorzystaliśmy z świetnego miejsca pod Górą Oliwną, dokładnie w miejscu o tych współrzędnych – 31.776684,35.240235 – jest tam kilka zatoczek gdzie można zaparkować. Myślę że tu warto rozwinąć trochę temat parkowania. Miejsca parkingowe w Izraelu są dobrze oznaczone znakami poziomymi. Jeśli krawężnik jest pomalowany w czerwono-białe pasy – nie można tam parkować; w niebiesko-białe pasy – można, ale parking jest płatny (nawet chodź byśmy nie widzieli żadnego parkometru – czasem wymagana jest karta parkingowa); jeśli natomiast krawężnik jest szary – oto nasze miejsce, można parkować za darmo. Zaczynamy nasz spacer. Już na pierwszy rzut oka Jerozolima robi wrażenie – jest położona na wzgórzach, co jest bardzo malownicze Idąc od samochodu w kierunku starego miasta wypatrzyliśmy jeszcze lepszą miejscówkę do parkowania, może Wam się przyda – 31.775908,35.237725 – gdzieś mniej więcej tu znajduje się pojedyncza zatoczka – bliżej starego miasta się nie da! Zwiedzanie zaczęliśmy od terenu dawnej Świątyni Salomona. W większości zajętego przez miejsca święte dla muzułmanów – meczety Kopuła na Skale i Al-Aksa. Kopułą na Skale, co to za nazwa? Otóż wznosi się ona na Skale przez duże S – miejscu na którym Abraham miał chcieć złożyć w ofierze swojego syna Ismaela/Izaaka (według Koranu vs Biblii), miejsce z którego Mahomet miał dostąpić wniebowstąpienia (nie zapomnijmy jeszcze o Jakubie i jego drabinie). Modlitwy jednak odbywają się w znajdującej się tuż obok Al-Aksie. Nic dziwnego że jest to trzecie najświętsze miejsce dla Islamu. Wszędzie wokół można napotkać grupy ludzi studiujących Koran. Wyjątkowość tego miejsca jest tym większa że jest ono święte również dla Żydów. A to właśnie z powodu Pierwszej Świątyni która się tu znajdowała (miejsce przechowywania Arki Przymierza) i wspomnianego wcześniej Abrahama. Żydzi modlą się jednak przy słynnej Zachodniej Ścianie (stanowi ona teoretycznie ostatnią pozostałość po Świątyni Salomona), potocznie znanej w Polsce jako Ściana Płaczu (z powodu opłakiwania zburzenia Świątyni Jerozolimskiej). Widok modlących się osób jest wart zapamiętania. Idziemy dalej. Po drodze wchodzimy na dachy Jerozolimy, z których co prawda widok miasta nie jest najlepszy, ale których widok jest strasznie klimatyczny. Ortodoksyjni Żydzi ubrani na czarno, z pejsami i w kapeluszach, przemierzający dachy szybkim krokiem w pogoni za swoimi sprawami – magia. My jednak też musimy pójść już w kierunku naszych spraw. Jerozolima jest niesamowitym miastem właśnie ze względu na znaczenie jakie ma dla wszystkich trzech wielkich religii monoteistycznych. Także dla naszej, chrześcijaństwa. Każdy bowiem wie że to tu znajduje się Grób Pański. Zanim tam trafimy gubimy się w uliczkach starego miasta – zahaczamy o dzielnicę ormiańską (z zewnątrz oglądamy cytadelę Dawida), po czym staramy się na skróty dojść do Bazyliki, co kończy się na zwiedzeniu zdecydowanie nieturystycznych fragmentów starówki
;) po jakimś czasie wychodzimy gdzie trzeba. Byłem przygotowany na spotkanie z niezwykle sakralną atmosferą tego miejsca, natomiast zderzyłem się z profanum. Gdzie pielgrzymi, gdzie uniesienie i wyjątkowość chwili? Nie ma. Wchodząc przez bazar ledwo zauważamy że docieramy do bazyliki. Przed stoi stado „przewodników”, tylko czyhających na klienta. W środku zaś jeszcze gorzej – grupy turystów cykających zapamiętale fotki. Smutne. My mimo to postanawiamy nie rezygnować, chcemy się udać do kolejnego ważnego religijnego miejsca – do Bazyliki Narodzenia Pańskiego. Ten liczący 1500 lat kościół zbudowany jest na miejscu uznawanym za miejsce narodzin Jezusa Chrystusa. Znajduje się on na terenie Autonomii Palestyńskiej. Choć przez chwilę zastanawialiśmy się czy nie mieć w poważaniu zakazu z wypożyczalni wjeżdżania na terytorium Palestyny, zdecydowaliśmy się w końcu złapać busik z dworca arabskiego. Jadąc w stronę Palestyny po drodze mijamy wielkie mury, które jednak są co chwila poprzerywane wolną przestrzenią. Sam checkpoint zaś jest symboliczny. Wjazdu nie kontroluje nikt, wyjazdu kilku żołnierzy, nie zauważyliśmy by ktokolwiek robił komukolwiek problemy z wjechaniem na terytorium Izraela (o tym jednak za chwilę). Nie dopatrujemy się w tym żadnej logiki, zwłaszcza że w samej Jerozolimie ludność Palestyńska i Żydowska jest tak wymieszana że trudno powiedzieć kto jest kim, wszyscy swobodnie się wszędzie przemieszczają, i ciężko powiedzieć gdzie się zaczyna jedno państwo a gdzie drugie. Może uliczki robią się nieco ciaśniejsze. Może trochę więcej osób nosi Taqiyah (chyba tak nazywają się te okrągłe czapki noszone przez religijnych Muzułmanów). I tyle. Wysiadamy na końcowym przystanku i od razu jesteśmy atakowani przez taksówkarzy którzy twierdzą że zaraz odjeżdża ostatni autobus powrotny, i jeśli chcemy zdążyć odwiedzić bazylikę to musimy wziąć taksę
:D dziękujemy, do ściem które słyszeliśmy w Indiach czy Indonezji trochę im jeszcze brakuje. Skręcamy w pierwszą ulicę w lewo i po ok 10 min jesteśmy. I znów wrażenie przygnębiające. Nie odnajdujemy w tym miejscu żadnej świętości.. No trudno, chwile kręcimy się po centrum Betlejem, zaglądając w boczne uliczki, ale że nie widzimy nic ciekawego ot bazary jak wszędzie, wracamy z powrotem. Wracając przejeżdżamy przez checkpoint. Część osób zostaje w autobusie, część wychodzi, nie wiemy zbytni o co chodzi, ale kierowca mówi nam by zostać w środku. Wchodzi dwóch żołnierzy, bardzo pobieżnie sprawdzają dokumenty (sekunda dla lokalsów, turystom patrzą tylko na okładki paszportów). Na zewnątrz z osobami które wysiadły trwa to samo. Przy nas się żołnierze zatrzymują, zainteresował ich plecak młodego Palestyńczyka który przed chwilą wyszedł a siedział obok. Wydaje im się za ciężki, otwierają go. A w środku mnóstwo rzeczy na handle. Odwracają się do nas i mówią „Widzicie jacy oni sprytni są? Ma niedozwolone ilości towaru. Dlatego wysiadają z autobusu. Żeby nie być przy swoim bagażu. Jak byśmy się spytali czyj to plecak to żaden by się nie przyznał. Szkoda czasu” Po czym zostawiają go na miejscu. Taka to sroga kontrola czeka na wszystkich.. Po dotarciu z powrotem dziwimy się wczesnej godzinie – wszystko poszło nam nadzwyczaj sprawnie, przespacerujemy się więc do dzielnicy Me'a Shearim i odwiedzimy Mahane Yehuda Market, w dwie strony powinien to być spacerek ok 4km – powinien być gdybym sprawdził mapę – wydawało mi się że doskonale zapamiętałem drogę (prosto wzdłuż torów tramwajowych), więc nad czym się tu zastanawiać. Ano tramwaje jeżdżą w dwie strony – my poszliśmy w tą niewłaściwą
;) Zwiedzone przez nas tereny Jerozolimy nie odznaczały się niczym specjalnym
:P odpuszczamy sobie więc dalsze poszukiwania, wracamy do samochodu. Idziemy przez stare miasto, Drogą Krzyżową, na Górę Oliwną. Kolejny zawód – o tym gdzie Droga przebiega informują rzadkie i nie rzucające się w oczy tabliczki, gdyby nie wiedzieć czego się szuka można by łatwo ją pominąć.. Na szczęście sama Góra spełniła nasze oczekiwania. Znów jest magicznie, zarówno panorama jak i cmentarz robią wielkie wrażenie. Tyle że.. do zmroku wciąż daleko. Postanawiamy więc odwiedzić miejsce które mieliśmy odwiedzić z rana w dniu jutrzejszym, bierzemy samochód i jedziemy do klasztoru świętego Jerzego, który znajduje się kilkanaście kilometrów od Jerycha, na terytorium Palestyny. Gdybyśmy nie wiedzieli tego z mapy, nie zauważylibyśmy tego (zero checkpointów, żadnych granic). To jest właśnie powód dlaczego tym razem pojechaliśmy samochodem (i dlaczego jakbyśmy mieli zostać dłużej nie balibyśmy się już podróży autem po Palestynie). Czemu jednak chcieliśmy odwiedzić ten konkretny monastyr? Myślę że to zdjęcie Wam wszystko wyjaśni
:) Ten prawosławny klasztor wzniesiony został w XIX wieku, jednak mnisi zamieszkiwali to miejsce znacznie wcześniej. Obecnie jest ich całych trzech. Jeszcze do niedawna bardzo ciężko było dotrzeć w to miejsce, teraz prowadzi tam piękna równa droga asfaltowa. Do samego klasztoru już nie wejdziemy (wejście jest możliwe tylko do 13), jednak i tak schodzimy na dół krętą drogą spod parkingu – chcemy przyjrzeć się mu z bliska. Towarzyszył nam w tej wędrówce młody Palestyńczyk na osiołku, był przekonamy że schodząc zmęczymy się i w drodze powrotnej skorzystamy z jego usług (a raczej jego osła)
:P Z usług nie skorzystaliśmy, za to skorzystaliśmy z rozmowy. Z początku starał się nas zagiąć wiadomościami o klasztorze i dziwił się że wszystko już wiemy (staram się zawsze przygotowywać dokładnie
;) ). Czegoś się jednak dowiedzieliśmy od niego - że do monastyru świętego Saby (Mar Saba), który wydawał nam się najładniejszą ze wszystkich zagubionych wśród skalnych klifów świątyń, a do którego nie wybraliśmy się ze względu na liczne opisy że nie da się inaczej dotrzeć niż taksówką, najlepiej taką 4x4 – da się dotrzeć bez problemu wypożyczoną osobówką. Od niedawna też jest tam dobra droga. Szkoda że nie wiedzieliśmy o tym wcześniej. Potem rozmowa przeszła na tematy bardziej „metafizyczne” - wypytywał nas o wrażenia z Izraela/Palestyny itd. Po opisaniu ich, zgodził się z nami w 100% - „A straszą Was że wojna, że Palestyńczycy to terroryści. Widzicie? W Palestynie nie ma zabijania ani bomb. Palestyńczycy są jak wszyscy ludzie, dobrzy i źli, tak samo jak wszędzie. Nie ma potrzeby by była wojna, by była nienawiść, możemy żyć obok siebie, Żydzi w pokoju z Palestyńczykami. Tylko jak to zrobić? Nikt nie wymyślił jeszcze tego od tylu lat”. Myślę że to najlepiej streszcza cały konflikt. Żegnamy się i wracamy w nasze góry na kemping. Docieramy już po zmroku. To był długi dzień, najdłuższy z dotychczasowych. Dlatego też zmieniamy nasze plany na jutrzejszy dzień. Tymczasem pora spać.
Dzień 5 – i ostatni – Tel Aviv i powrót do domu
Jak wspominałem wcześniej mieliśmy inne plany na ten dzień, dużo ambitniejsze, ale ile można gnać
;) Dlatego ten dzień przeznaczamy na chillout, wstajemy późno, nie śpieszymy się, no i w zasadzie nie mamy zamiaru nic zobaczyć. Jedziemy do Tel Avivu, a dokładniej do starej Jaffy. Parkujemy zgodnie z wskazówkami z forum w tym oto bezpłatnym miejscu 32.056518,34.758768. Krótko – jest ładnie, ale spodziewaliśmy się nieco bardziej klimatycznego miasteczka/portu. Choć ma swoje miłe akcenty.
jacakatowice napisał:Ale ,że taki wyga miał problemy z kontrolą przy wjeżdzie ?
:shock: W sumie kazdemu może się zdarzyć.
;)Ależ wyga nie miał problemów. Pani Wygówna miała
:)
Dzięki
:)No niestety Pani Wyga
;) jeśli chodzi o wycieczki w pełni na mnie polega, ma prywatnego przewodnika (ja po prostu uwielbiam organizować podróże - prawie tak bardzo jak podróżować
:P) plus to ja zazwyczaj noszę nasze dokumenty, co podczas tej podróży poskutkowało małą wpadką.. zdarza się najlepszym
;)
A mi z kolei fajnie poczytać i pooglądać zdjęcia z miejsc w których byłam. No i zazdroszczę tego Czerwonego Kanionu, do którego nam nie udało się niestety trafić.
Super! Taka relacja była nam potrzebna;) Mamy właśnie bilety na końcówkę marca do Tel-Aviv, na taki sam okres czasu, też z samochodem i planujemy zrobić bardzo podobną trasę (o czerwonym kanionie tylko nie wiedzieliśmy,za co dzięki!) Nie wiem ejszcze jak Wy, ale my odpuszczamy totalnie północ jak Haife, Akka czy Nazaret; byliście w Dolphin Reef lub Safari Park w Ramat Gan? różnica jest taka, że jest nas 4ka i nadal wahamy się między namiotami a couchsurfingiem. Na początek mam kilka pytań (dobra wyszło ich sporo:)), choć w miarę ustalania dalszego planu naszej wycieczki pewnie będzie ich więcej. Jeśli, któreś pytania są zbyt banalne, wybacz
;)1. ile zajął Wam dojazd z lotniska do miejsca noclegowego przy Masadzie? Planowaliśmy zacząć zwiedzanie od Jerozolimy/Hebronu, ale po przeczytaniu Twojej relacji chyba będę głosować za takim obrotem wyjazdu:)2. Ile zrobiliście km podczas całego wypadu? Coś takiego http://goo.gl/maps/Z1pjq ?
;)3. Pewnie będzie o tym w dalszej części Twojej relacji, jeśli tak pomiń odpowiedzi na te pytania teraz:) Jak z parkingiem w okolicach Jerozolimy oraz Palestynie? Oraz jak z samym podróżowaniem samochodem po obszarach Palestyny (Betlejem? Herbon? Jeryho? jeśli,w którymś byliście - my chyba postawimy na Hebron, na więcej czasu pewnie zabraknie) napotkaliście jakieś problemy?4. Gdzie najlepiej tankować? Pamiętasz może ile mniej więcej litrów paliwa Wam ubyło podczas całego wyjazdu?6. Czy możesz podać konkretne namiary na campingi? 7. Gdzie braliście prysznice/kąpiele?
:D8. Wypożyczenie samochodu - braliście opcje z ubezpieczeniem?9. Czerwony kanion - tego nie mieliśmy w planach, ale dopisujemy! udało Ci się znaleźć jakieś większe wzmianki o tym miejscu?10. korzystaliście tylko z przewodnika LP?Dzięki!!!!
:)
:roll:
:D
ad. 3. my jechaliśmy od Tyberiady do Jerozolimy przez Palestynę ze stopem w Jerychu. W jerychu nie było żadnych problemów. Fakt że podjechalismy na Górę Kuszenia i parking był pod kolejką. Nie było żadnych problemów, ludzie mili i pomocniad. 4. z moich obserwacji wynika że paliwo jest o 1nis tańsze w Palestynie. W Izraelu po 7,4nis, a w Palestynie było po 6,4 nis.Co do płatności kartą (korzystałam z MC) to dodam, że płacąc w Izraelu nie doliczają opłaty za transakcję zagraniczną i traktują jak Europę, a płacąc w Palestynie już doliczają ta opłatęad. 8 my braliśmy z ubezpieczeniem, bo mieliśmy automat i do tej pory mniejsze doświadczenie. Rezerwacja przez auto4free.pl
Raz jeszcze dziękuję za miłe słowa, aż chce się pisać dalsze relacje
;)O kosztach całkowitych i szczegółowych napiszę w podsumowaniu, czyli prawdopodobnie jeszcze dziś wieczorem, proszę więc o chwilę cierpliwości.Co do pytań AJAJPółnoc pominęliśmy, w pierwotnych planach miała być 5 dnia, ale byliśmy trochę zmęczeni tempem zwiedzania z poprzednich dni i przeznaczyliśmy ostatni dzień na relaks. Nad Dolphin Reef myśleliśmy, ale ceny są jak dla nas zaporowe.. 74 nis wstęp by z pomostu zobaczyć delfiny (choć gdzieś znalazłem niesprawdzoną informację że dla studentów 40?) , 339 za nurki
:shock: 224 za snorki
:roll: O safari właśnie się dowiedziałem
;) a szkoda że nie słyszałem wcześniej, cena nie najgorsza jak na Izrael1) nam zajął trochę dłużej bo była wizyta w sklepie, ale wyglądało to mniej więcej tak: do najbliższego od lotniska otwartego w szabas sklepu (może komuś się przyda - znajdującego się tu https://maps.google.pl/maps?q=31.982235 ... 1&t=m&z=16, obok jest też czynny do 23 jakby komuś na lotnisku za długo zeszło https://maps.google.pl/maps?q=31.963304 ... 1&t=m&z=17 ) dotarliśmy ok 21:30, wyszliśmy z niego na pewno tuż przed 22 a dotarliśmy do Ein Gedi ok 23:30 - czyli ok 1,5h jazdy.2) mniej więcej 935km, dokładna trasa w podsumowaniu
;)3) O tym będzie dokładniej w dzisiejszej części4) Tak jak napisałem najtańsza benzyna jaką widzieliśmy była w okolicach Eilatu, różnica jest bardzo duża (ok 6,2 vs 7,45), więc najlepiej napełnić tam bak do pełna. Gdzie indziej podobne ceny, z różnicą rzędu 2-3 groszy (na lotnisku trochę drożej, ale też nie jakoś przesadnie). Jedynie tankowanie jest dosyć dziwne, bo normalnie terminale są bezobsługowe - wkładasz kartę, płacisz i tankujesz, tyle że terminale są tylko w ichniejszym języku.. musisz więc najpierw pójść do gościa w budce, on skanuje Twoją kartę, a potem tankujesz - kwotę automatycznie Ci pobierze, nie musisz chodzić z powrotem do obsługi (choć ja chodziłem upewnić się czy aby na pewno to już wszystko
;) wolał bym nie mieć kłopotów w Izraelu
:P) Ile litrów i ile pieniędzy napiszę w podsumowaniu6) Do szukania kempingów używaliśmy podanej na forum strony http://www.tiuli.com/map.asp?lon=35.212 ... 34&lng=eng - jak łatwo się domyśleć zielony namiot to miejsca kempingowe - po kliknięciu na konkretne miejsce przenosi do strony z opisem gdzie zawarte są informacje czy da się dojechać autem, czy jest woda, czy są toalety; Namiary na "moje" miejsca: pierwszy noc na parkingu w Ein Gedi (jest woda, prysznice, toalety - tylko przyjechać w nocy jak już jest bezpłatny) o tu https://maps.google.pl/maps?q=31.458869 ... 1&t=m&z=16 Druga noc najbliższy Timny który był dostępny dla osobówki (jest jeden bliżej ale z adnotacją że dla terenowych samochodów dojazd), niestety bez żadnych udogodnień https://maps.google.pl/maps?q=30.423106 ... 1&t=h&z=15 Trzeci powinien być tu, ale go nie było
;) https://maps.google.pl/maps?q=30.596067 ... 1&t=h&z=16 albo nie udało nam się znaleźć (też bez udogodnień żadnych) Czwarty i piątey czyli góry pod Jerozolimą (jest kranik z wodą) o tu https://maps.google.pl/maps?q=31.75012, ... 1&t=h&z=177) Prysznica nie było jednego dnia
;) Pierwszego - plaża w Ein Gedi - prysznic, drugiego - plaża w Eilat - prysznic, trzeciego brak.. czwartego i piątego - pod kranikiem (nie było nikogo poza nami na kempingu więc dość dokładnie można było się umyć
;) ) Tak też staraliśmy się planować trasę by najpierw był treking a po nim możliwość prysznicu8) Żeby było taniej bez ubezpieczenia (nigdy nie bierzemy, staramy się dbać, choć wiadomo że losowych wypadków nie przewidzisz) - trochę czytaliśmy a to że Palestyńczyk może rzucić kamieniem, a to ortodoks jak w szabas się będzie używać też rzuci, ale dodatkowe ubezpieczenie i tak najczęściej nie obejmuje szyb więc
;) nic takiego nas nie spotkało9) Większych wzmianek żadnych! Ledwo lokalizację na jakieś stronie o trekingach - na miejscu jest jednak tablica z opisem tras10) Korzystaliśmy jak zawsze z forów internetowych (naszego w bardzo dużej mierze, trochę z tripadvisora, sporadycznie z TT LP), wikitravel, przewodnika LP i na koniec jak czegoś nie znaleźliśmy szperaliśmy po googlach.
Co do Ein Avdat i zamkniętej ścieżki. Powód jest prozaiczny:) Jest ona jednokierunkowa (dół -> góra). Nas o tym ostrzegł strażnik, który pilnował tego górnego wjazdu. Powiedział, że dołem ciekawiej, i że tędy nie będziemy mogli na owy dół zejść.
Hmm to ciekawe, pewnie masz racje, ale to dziwne bo "od dołu" dotarliśmy do tej ścieżki i też była tabliczka że dalej zakaz przejścia, a jednak wycieczki tamtędy szły i zdziwiło nas to ale nie wnikaliśmy
Dzięki za wszystkie linki i namiary! na pewno się przydadzą:)Czekam jeszcze na podsumowanie i interesujące nas liczby
;)Washington napisał:Północ pominęliśmy, w pierwotnych planach miała być 5 dnia, ale byliśmy trochę zmęczeni tempem zwiedzania z poprzednich dni i przeznaczyliśmy ostatni dzień na relaks. Nad Dolphin Reef myśleliśmy, ale ceny są jak dla nas zaporowe.. No trzeba przyznać tempo spore, dlatego my z racji podróży w cztery osoby i tak pewnie będziemy podróżować dużo spokojniej
:) więc północ odpadła na samym początku. A ceny Dolphin Reef dla nas też są ogromne, dlatego właśnie zapytałam licząc, że mi powiesz czy warte swojej ceny czy nie
;)
Washington napisał:Hmm to ciekawe, pewnie masz racje, ale to dziwne bo "od dołu" dotarliśmy do tej ścieżki i też była tabliczka że dalej zakaz przejścia, a jednak wycieczki tamtędy szły i zdziwiło nas to ale nie wnikaliśmyTo być może teraz jest cała zamknięta z jakiś względów - ja byłem w czerwcu to była one way.
Benzyna jest też tańsza na stacjach w autonomii. Do parków narodowych istnieje roczny bilet wstępu który kosztuje chyba 300NIS działa na 2 osoby więc jak ktoś chce dużo zwiedzać to bardziej się opłaca niż wstępy do pojedynczych parków nie wiem jak to kupić ale osoba u której spałem na Cs w zeszłym roku coś takiego miała
Dlaczego w 4 dniu zrezygnowałeś z wjazdu wypożyczonym samochodem na terytorium Palestyny skoro w pierwszym dniu jechałeś spory kawałek przez Palestynę do Ein Gedi?
:) Czy ktoś się orientuje jakie są kary jeżeli wyjdzie na jaw złamanie zakazu? Chyba może tak się stać tylko w przypadku awarii na terenie Palestyny bo w jaki inny sposób? Czy ktoś zna jakąś wypożyczalnię, która nie zabrania przekraczania granicy ich samochodami?
Są również green card na kilka wejść do parków narodowych, do kupienia w informacji turystycznej, ale u nas po przeliczeniu okazało się że nic byśmy nie zyskali.Co do drogi 1 i 90 to tak jak pisze olus. Ogólnie temat terytorium autonomii - tego kto gdzie sprawuje kontrolę jest trochę bardziej skomplikowany - są różne strefy w różnych rejonach. Myślę że do czasu awarii/wypadku nie będzie problemu z jeżdżeniem autem z wypożyczalni, wiadomo - na własne ryzyko.
no mniej więcej
:lol: z picia - zgrzewka wody starczyła bo co jakiś czas są punkty z źródłami wody pitnej, uzupełnialiśmy wtedy zapasyz jedzenia - kilka snickersów zabranych z Polski, raz kupiony falafel, kilka ich obwarzanków z sezamem (całkiem niezły stosunek cena/najedzenie - o ile kupuje się od ulicznego sprzedawcy), i kanapki - z 2 największych jakie były w sklepie bochenków chleba - z serkami topionymi z kechupem, z marmoladą z Polski i z nutellą (była najtańszym czekoladowym smarowidłem o dziwo)słowem - rozpusta
:lol:
hehehe 62 pln na żarcie na 5 dni, masakra jakaś, ale co zobaczyliście to Waszetaniej by wyszło, jak byście jedli chleb posmarowany nożem a nie serkiem topionym
;)
olus napisał:Drogi 1 i 90 znajdują się na terenie Palestyny ale są pod kontrolą Izraela i tam można bez problemu wjeżdżać.Czy to informacja pewna w 100%? Również wybieram się do Izraela i chciałbym z Jerozolimy jechać wypożyczonym autem do Masady a nie chcę ryzykować.
romanromancz napisał:olus napisał:Drogi 1 i 90 znajdują się na terenie Palestyny ale są pod kontrolą Izraela i tam można bez problemu wjeżdżać.Czy to informacja pewna w 100%? Również wybieram się do Izraela i chciałbym z Jerozolimy jechać wypożyczonym autem do Masady a nie chcę ryzykować.Tak, ta informacja jest pewna.Cała trasa jest pod kontrolą Izraela.Jeśli byś wjeżdżał na terytorium Autonomii poinformowały by cię o tym duże czerwone tablice.Tak że bez obaw.
Mam pytanie. Jak udało się wam dostać na wzgórze świątynne w Jerozolimie? Z tego co wiem niewierni wpuszczani są tylko jedną bramą, przed którą zwykle stoi wielka kolejka na dobre kilkadziesiąt minut czekania.Pozdrawiam
Jest jedno wejscie i jedno wyjscie. Ale kolejka byla na 5-10 minut, wszystko szlo sprawnie - i byla to jedyna kolejka, wbrew temu co czytalem nie bylo takowej ani do Grobu Panskiego, ani w bazylice w BetlejemWysłane z mojego LG-E460 przy użyciu Tapatalka
Dobrze jest też upewnić się w kwestii godzin, w jakich można wejść na wzgórze.Np. w LP jest napisane, że wchodzenie jest chyba do 11:30, a jak przyszliśmy przed 11, to już nie wpuszczali, bo teraz czas zimowy i tylko do 10:30.
mam jeszcze jedno pytanie (jeśli pisałeś o tym wcześniej i mi umknęło to sorki) - czy pola namiotowe są płatne? Jeśli tak jaki to jest mniej więcej koszt?Dzięki
Te z których korzystaliśmy były bezpłatne, i tak jest w większości przypadków. Pod linkiem który przesłałem jest mapa kempingów i po kliknięciu na konkretny nas interesujący w opisie jest napisane czy płatny czy nie
;) http://www.tiuli.com/map.asp?lon=35.212 ... 34&lng=engedit z niewiadomych powodów wyświetlają się tylko szlaki turystyczne a kempingi nie.. albo wykasowali albo strona w trakcie modernizacji jest..
Washington napisał:Te z których korzystaliśmy były bezpłatne, i tak jest w większości przypadków. Pod linkiem który przesłałem jest mapa kempingów i po kliknięciu na konkretny nas interesujący w opisie jest napisane czy płatny czy nie
;) http://www.tiuli.com/map.asp?lon=35.212 ... 34&lng=engedit z niewiadomych powodów wyświetlają się tylko szlaki turystyczne a kempingi nie.. albo wykasowali albo strona w trakcie modernizacji jest..teraz nawet nie chce się otworzyć :/ktoś, coś poratuje? jakieś inne mapy?jest możliwość zdobycia takiej mapy z zaznaczonymi polami na miejscu?
dzięki olusWashington napisał:Te z których korzystaliśmy były bezpłatne, i tak jest w większości przypadków. Pod linkiem który przesłałem jest mapa kempingów i po kliknięciu na konkretny nas interesujący w opisie jest napisane czy płatny czy nie
;) http://www.tiuli.com/map.asp?lon=35.212 ... 34&lng=engedit z niewiadomych powodów wyświetlają się tylko szlaki turystyczne a kempingi nie.. albo wykasowali albo strona w trakcie modernizacji jest..Może komuś się przyda
:) link już działa, po prawej stronie w "Map Layers" należy tylko przełączyć opcje "camping sites"
link już działa, napisałem do właściciela strony który powiedział mi, że skasował opcję z campingami bo myślał, że nie jest użyteczna. Teraz już wszystko działa jak wcześniej
:)
Świetna relacja,Czy mógłbyś napisać jeszcze coś więcej o spaniu na kempingach?Wg Twojego wykazu pól namiotowych na większości z nich nie ma sanitariatów a podajesz, że w rzeczywistości były.Jakie były temperatury w nocy ? Nie obawialiście się skorpionów i węży?Jaki mieliście namiot - rozumiem, że udało się Wam go zmieścić w bagaż podręczny?
Co do sanitariatów - wydaje mi się że w relacji opisałem dokładnie, ale napiszę jeszcze raz - pierwszy nocleg mieliśmy na plaży w Ein Gedi i tam były - bo jest to normalne kąpielisko. Na dwóch noclegach na pustyni nie było (zarówno według mapy jak i w rzeczywistości) - ale wtedy myliśmy się na kąpieliskach przed udaniem się na nocleg (są prysznice - i w Ein Gedi i na koralowej plaży). Pod Jerozolimą jest napisane że jest kranik z wodą, i tyle tylko też tam było - ze względu jednak że nikogo nie było w okolicy służył nam za prysznic
;) Co do innych potrzeb niż mycie:P to toalet poza kąpieliskami zazwyczaj brak na kempingach, ale zawsze na wszelkie wyprawy zabieramy niezbędnik podróżnika w postaci jednej lub dwóch rolek
;)Węże i skorpiony - cóż, węże za dnia się raczej wygrzewają, ich się nie obawialiśmy że nadepniemy w nocy, zaś co do skorpionów to wydaje mi się że ryzyko też nie było za duże - choć przed założeniem butów rano odwracaliśmy i wytrząsaliśmy na wszelki wypadekTemperatury.. zdecydowanie za niskie;) Nie miałem termometru, ale wydaje mi się że w nocy ok zera lub trochę poniżej ( czyli tyle co było wtedy w Pl jak wracałem - bo miałem te same ubranie i podobne było moje odczucie - ubranie na chodzenie przy takiej temperaturze dobre, do spania niewystarczające..)Namiot zmieściliśmy w podręcznym - jedyną problematyczną częścią były maszty, które na długość są dłuższe niż najdłuższy wymiar małego podręcznego - ale z pomocą przychodzi matematyka
;) Po przekątnej już maszty po złożeniu się mieściły tylko wystawały przez rozpięty lekko plecak - choć mi akurat nikt nie sprawdzał wymiarów plecaka samemu sprawdziłem w koszyku by wiedzieć na przyszłość.
Washington napisał:Namiot zmieściliśmy w podręcznym - jedyną problematyczną częścią były maszty, które na długość są dłuższe niż najdłuższy wymiar małego podręcznego - ale z pomocą przychodzi matematyka
;) Po przekątnej już maszty po złożeniu się mieściły tylko wystawały przez rozpięty lekko plecak - choć mi akurat nikt nie sprawdzał wymiarów plecaka samemu sprawdziłem w koszyku by wiedzieć na przyszłość.mam pytanie, jak rozwiązaliście kwestie karimat? Mieliście jakieś małe lekkie maty samopompujące czy zastosowaliście inne rozwiązanie np. zdobyte na miejscu kartony?
;) Może kojarzysz czy są w Izraelu jakieś duże sklepy sportowe typu Decathlon, gdzie można kupić jakąś tania karimatę za 20zł i później wyrzucić?
:)Dzięki
Niestety lekkich, malych mat nie mamy (choc od jakiegos czasu szukam) bo lekkie nie sa tanie, a tanie nie sa lekkie
;) dlatego na podloge rozkladamy zwykle kurtki czy inne nieuzywane czesci garderoby. Sklepu sportowego nie kojarze ale watpie by w Izraelu byl tani
;)Wysłane z mojego LG-E460 przy użyciu Tapatalka
SiemaZamierzam udać się do Izraela 3.05-08.05(z Katowic) i z bardzo podobnym planem podróży , i dlatego nasuwa się kilka pytań:1.Czy jak przyjechaliście wymienialiście pieniądze na lotnisku? bo potem robiliście zakupy w sklepie.2.Czy mieliście GPS? czy posługiwaliście sie mapą?3.Czy coś usuną/dodał byś z/do waszej podróży?4. Czy kredytówka Wizza CITY banku jest dobrą kartą na tą podróż?
Ad 1 - nie, praktycznie zawsze wybieram po prostu z bankomatów (bez prowizyjna karta, jedyna strata na kursie bankowym)Ad 2 - mieliśmy nawigację na smartfonie - darmowy trial Syngic (do miast bardzo potrzebne, resztę dało by radę na mapie)Ad 3 - zmienił bym termin na cieplejszy bo noclegi w namiocie wyszły masakryczne
;) z perspektywy czasu żałuję też trochę że ostatniego dnia odpuściliśmy aktywne zwiedzanie (Jaffa/Tel Aviv aż takie ciekawe nie były by spędzić tam tyle czasu), ale wtedy byliśmy zmęczeni morderczym tempemAd 4 - szczerze mówiąc nie wiem, bo nie posiadam, nie znam tabeli opłat i prowizji, kursów itd
Ad. 4Przeliczniki, jak to w banku, nie są specjalnie korzystne. Natomiast ja zawsze jej używam, nigdy nie miałem problemów z akceptacją czy czymś podobnym. Chyba tylko raz, gdy chciałem zrobić zakupy przez internet, a byłem wtedy w Rosji, to płatność nie chciała mi przejść.
Jeśli ktoś szuka świeżych informacji o Izraelu zapraszam na mój funpage na:www.facebook.com/lifetripblog. Fotki i praktyczne informacje w postaci krótkich postów.
matmax3 napisał:1.Czy jak przyjechaliście wymienialiście pieniądze na lotnisku? bo potem robiliście zakupy w sklepie.Washington napisał:Ad 1 - nie, praktycznie zawsze wybieram po prostu z bankomatów (bez prowizyjna karta, jedyna strata na kursie bankowym)Mamy karty z bezpłatnymi wypłatami w kraju i zagranicą, a jednak niektóre bankomaty pobierały dodatkowa opłatę 6,99NIS z opisem, że to opłata niezależna od naszego banku.Inna rzecz, że nigdzie nie ma problemu z płatnością kartą (poza targami/straganami
;))
@Washington: czy prowadzenie samochodu w Szabat jest dozwolone dla goja? Czy dam radę w sobotę wydostać się z Jerozolimy nad Morze Martwe, a później do Eilatu?
AJAJ napisał:Mamy karty z bezpłatnymi wypłatami w kraju i zagranicą, a jednak niektóre bankomaty pobierały dodatkowa opłatę 6,99NIS z opisem, że to opłata niezależna od naszego banku.Inna rzecz, że nigdzie nie ma problemu z płatnością kartą (poza targami/straganami
;))To prawda, ale zawsze taka informacja jest podana przez bankomat przed momentem akceptacji transakcji. A że bankomatów nie brakuje można po prostu przejść się do innego.vincenz napisał:@Washington: czy prowadzenie samochodu w Szabat jest dozwolone dla goja? Czy dam radę w sobotę wydostać się z Jerozolimy nad Morze Martwe, a później do Eilatu?Na bardzo wiele rzeczy nie tylko goje mogą sobie pozwolić w Szabat. Zasada jest prosta - unikać ortodoksów i ich dzielnic. Tam jak czytałem (nie doświadczyłem, nie chciałem tego sprawdzić) mogą Cię opluć czy rzucić kamieniem w samochód. Ale z normalnym poruszaniem się po drogach nie będziesz miał żadnego problemu
Washington napisał:... raz kupiony falafel, kilka ich obwarzanków z sezamem (całkiem niezły stosunek cena/najedzenie - o ile kupuje się od ulicznego sprzedawcy),...Proszę podaj orientacyjne ceny falafela i obwarzanków
;)
matmax3 napisał:SiemaZamierzam udać się do Izraela 3.05-08.05(z Katowic) i z bardzo podobnym planem podróży , i dlatego nasuwa się kilka pytań:1.Czy jak przyjechaliście wymienialiście pieniądze na lotnisku? bo potem robiliście zakupy w sklepie.Ja szekle kupiłem w dobrym kantorze w Polsce. Wyszło 900 PLN za 1000NIS (kurs NBP to 880PLN). Później potrzebowałem trochę gotówki i... trafiłem do bankomatu w kantorze przy bramie jaffskiej. GLUPI BYLEM. Za 1000NIS pan policzyl iles tam USD, po czym dodal 2USD prowizji, kochany mbank przeliczyl na EUR i w efekcie zeszlo mi z konta 1140PLN...Więc uważajcie na bankomaty w kantorach i biurach informacji turystycznej, bo można się nieźle przejechać.
Quote:a szekle kupiłem w dobrym kantorze w Polsce. Wyszło 900 PLN za 1000NIS (kurs NBP to 880PLN)ooo dobra opcja:) teraz muszę w Katowicach taki kantor znaleść:)
wtak napisał:Proszę podaj orientacyjne ceny falafela i obwarzanków
;)Obwarzanki ok 1nis (a np w Betlejem już tylko 0,5
:) ). Falafel nie chcę skłamać ale z tego co pamiętam 4 nis. (od Palestyńczyków oczywiście, z ulicy. U Żydów ok 10 w lokalu da się znaleźć - tylko po co?
;) )
Washington napisał:Ad 2 - mieliśmy nawigację na smartfonie - darmowy trial Syngic (do miast bardzo potrzebne, resztę dało by radę na mapie)https://itunes.apple.com/us/app/sygic-g ... 93266?mt=8 o tą chodzi?mam ją mam ściągniętą ale w żadnym z rejonów niema Izraela (powinien być w Middle East chyba)
Tak, też miałem ten problem - nie mogłem znaleźć Izraela, ale jest on tam (nie w bliskim wschodzie, nie pamiętam już dokładnie gdzie ale chyba jak się zaznaczy że się chce world ściągnąć, to wyskakuje lista wszystkich państw i tam już jest).
Washington napisał:Tak, też miałem ten problem - nie mogłem znaleźć Izraela, ale jest on tam (nie w bliskim wschodzie, nie pamiętam już dokładnie gdzie ale chyba jak się zaznaczy że się chce world ściągnąć, to wyskakuje lista wszystkich państw i tam już jest).Uuu.. niestety ja nie mam opcji by ściągnąć World.:/ a przeszukałem każdy rejon/kontynent :/
Czy płacił ktoś z Was w Izraelu kartą z "synca"?Zastanawiam się jakie różnice wychodzą w stosunku do zakupu w polskim kantorze.Z tego co się orientuję (posiadam konta w mbanku i syncu):-mbank walutę rozliczeniową ma EUR-sync walutę rozliczeniową ma USDpomijając prowizje mbanku to wychodzi podwójne przewalutowanie przy wypłatach w i Izraelu(biorę kartę jako awaryjną)zna ktoś może kursy orientacyjne dla synca jakie wyszły w Izraelu?płatności kartą i wypłaty z bankomatów to duża wygoda dlatego zastanawiam się czy warte jest zachodu wymienianie w kantorze jeszcze w Polsce..
matmax3 napisał:Washington napisał:Tak, też miałem ten problem - nie mogłem znaleźć Izraela, ale jest on tam (nie w bliskim wschodzie, nie pamiętam już dokładnie gdzie ale chyba jak się zaznaczy że się chce world ściągnąć, to wyskakuje lista wszystkich państw i tam już jest).Uuu.. niestety ja nie mam opcji by ściągnąć World.:/ a przeszukałem każdy rejon/kontynent :/do Izraela jest osobna aplikacja, tutaj:https://itunes.apple.com/gb/app/sygic-i ... 05325?mt=8
Witam, czy płaci się w wypożyczalni jakiś depozyt na czas wynajmu auta??? W jednej z rezerwacji znalazłem, że jest to kwota 1000 USD.P.S. Super relacja, za 2 dni zaczynam swoją przygodę, ale jeszcze zahaczę o północne krańce.
Wszystko zależy od firmy, praktycznie zawsze depozyty są napisane w T&C w postaci widełek od/do - ta najniższa kwota zwykle dotyczy aut z segmentu A. Tym razem w Budget miałem depozyt w wysokości 700$.
Sabat ? ..... chyba w Szabat. Edit:Rzeczywiscie.... Szabat, szabas, sabat, sobota (hebr. שַׁבָּת, odpoczynek) – w judaizmie i tradycji chrześcijańskiej ostatni (siódmy) dzień każdego tygodnia (czyli sobota).
A możesz podać ile czasu trzeba poświęcić na dojście do wodospadu Davida w Ein Gedi? Czy całą trasę da się zrobić w 2 lub 3 godziny? Jedziemy z dziećmi i chcemy w jeden dzień wykąpać się w Morzu Martwym, zwiedzić Masadę i właśnie Ein Gedi.
krasnal napisał:Do samego wodospadu bez problemów. Chodzą tam całe wycieczki dzieci, i to młodszych. Wspinaczka zaczyna się dalej, przy wejściu na płaskowyż.Dzięki. A czy damy radę w dwie strony w dwie godziny?
Hej Właśnie wróciliśmy z Izraela i chciałabym się podzielić pożyteczną informacją której nie znalazłam wcześniej na żadnym forum. W Izraelu korzystając z publicznych środków warto korzystać z karty Rav-Kav cards są to karty pre- paid ze zdjęciem , na jedną taką kartę może jechać kilka osób. Karty są wydawane za darmo (my dostaliśmy ją na stacji kolejowej ) zniżki są na każdy przejazd pociągiem / autobusem . Zaoszczędziliśmy na tej karcie kilka stówek . http://www.egged.co.il/Article-786-Rav-Kav-Card.aspx
Witajcie kochani podróżnicy, szukam odpowiedzi na pytanie. Planuje podróż autostopem. Czy orientujecie się, ile czasu potrzeba na zwiedzanie poniższych atrakcji?Qumran National Park,Ein Gedi,Masada,Ein Bokek,Park Timna,Maktesh RamonRamon – Avdat
Ale jaką atrakcją samą w sobie jest Ein Gedi czy Ein Bokek? Co chcesz tam zobaczyć?Masada - minimum 2 godziny, jeśli chcesz zobaczyć na spokojnie każdy kąt i nacieszyć się widokami na Morze Martwe to ze 3,5 godziny.
Qumran National Park - w godzinę obleciszEin Gedi - jeżeli chodzi o park - jeżeli nie zamierzasz się kąpać to 2 godz. wystarczą. Z pluskaniem to pół dnia.Masada - pewnie chcesz wejść i zejść pieszo, więc 3,5 godziny jest w miarę rozsądne.Ein Bokek - to już od ciebie zależy ile czasu chcesz spędzić w Morzu MartwymPark Timna - wg mnie cały dzień (zakładając, że uda ci się wejść i chodzić tam pieszo to nawet dwa dni)Maktesh Ramon - można powiedzieć, że 1 godzina wystarczy (siedzenie w Ramon i gapienie się przez godzinę na maktesz), ale innym parę dni to będzie za mało żeby pojeździć i odkrywać co ciekawsze miejsca. Ramon – Avdat - od 1,5 godziny (wjazd samochodem i oblecenie) do 3 godzin
Rozumiem że Ein Bokek / Ein Gedi to jako morze martwe? Jak dla mnie 30-60min maks - fajnie doświadczyć ale mega słone i plażowanie przyjemne to to nie jest
;)Masada - 2-3hTimna - be samochodu będzie prawie niemożliwe (duuże odległości po pustyni - dzień, dwa?), jak uda Ci się autostopem to będziesz tyle co Twój kierowca
;) (nam starczyło chyba 1,5-2h)Makhtesh Ramon - ile fantazji i chęci wystarczy - nam wystarczyło 30min, można chodzić i cały dzieńAvdat - tu już pamięć zawodzi, ale nie było to chyba więcej niż 2h
Z tego co widziałam to najdłuższa trasa w Parku Timna wynosi 4 h.W Ein Gedi chce zobaczyć park narodowy, w EIn Bokek wykąpać się w Morzu Martwym.Trasę Jerozolima-Ein Bokek chcę zrobić w jeden dzień. Z czego Jerozolimę zwiedzam dzień wcześniej.
Hej
:) !Widzę tutaj sporo osób doświadczonych w podróżowaniu po Izraelu. Lecę za niedługo (11 dni na miejscu) i jest to orientacyjny plan podróży: https://goo.gl/maps/RPWEPrdq3Yt Podróżowanie autkiem. Czy moglibyście orientacyjnie podać ilość czasu, którą warto spędzić w danym miejscu, żeby mialo to jak najwięcej sensu
:) Myślałam o dwóch dniach w Jerozolimie. Reszta jest raczej jeszcze do ugadania.
selfadhesive napisał:Hej
:) !Widzę tutaj sporo osób doświadczonych w podróżowaniu po Izraelu. Lecę za niedługo (11 dni na miejscu) i jest to orientacyjny plan podróży: https://goo.gl/maps/RPWEPrdq3Yt Podróżowanie autkiem. Czy moglibyście orientacyjnie podać ilość czasu, którą warto spędzić w danym miejscu, żeby mialo to jak najwięcej sensu
:) Myślałam o dwóch dniach w Jerozolimie. Reszta jest raczej jeszcze do ugadania.Jeśli chodzi o okolice Eilatu, to w jedną stronę można jechać drogą 12 a wracać 90. Przy 12 ładne widoki na górki, granicę egipską i Czerwony Kanion.Wysłane z mojego WAS-LX1 przy użyciu Tapatalka
Przejrzałem większość tematów o Izraelu ale wciąć mam wątpliwości.Świetna relacja. Ja też chce wypożyczyć auto ale na niecałe 3 dni 10-13.11 (przylot do Tel Aviv w piątek ok 13:40 i powrót w poniedziałek o 14:30)Lecę z dziewczyną i moimi rodzicami (ok 60-tki). jaką trasę byście proponowali? Nie chcę wjeżdząć autem do Autonomii ze względu na strach rodziców;). Możemy wstawać wcześnie rano. Tylko bagaż podręczny.0.Gdzie w drodze lotnisko-Jerozolima nabyć jedzenie w piątek wieczorem (wodę mogę wziąć z Polski)?1.chcemy nocować w Airbnb w jerozolimie w okolicach muzeum Izraela. Co warto zrobić W Jerozolimie w piątek po 17 bo pewnie wcześniej nie zajedziemy? Pewnie skorzystamy z taksówki przez Gett ale może warto podjechać własnym samochodem na stare miasto?2.Sobotę ze względu na szabat chce poświęcić na Masadę, Morze Martwe (gdzie można zażyc kąpieli błotnej,kupić tanio?),Ein Gedi(wodospad Davida,. Zdążymy coś jeszcze biorąc pod uwagę długość dnia?3.W niedzielę chcemy zostać w Jerozolimie i pojechać np. w jedno miejsce do autonomii (Betlejem,Jerycho, coś jeszcze,lubimy przyrodę). Co proponujecie?z góry dzięki za rady.
lechoo1899 napisał:1.chcemy nocować w Airbnb w jerozolimie w okolicach muzeum Izraela. Co warto zrobić W Jerozolimie w piątek po 17 bo pewnie wcześniej nie zajedziemy? Pewnie skorzystamy z taksówki przez Gett ale może warto podjechać własnym samochodem na stare miasto?to nie lepiej wynająć coś w centrum i na stare miasto przejść się z buta?też polecam tel aviv. piękne długie plaże, śliczna starówka i port Jaffa!
oskiboski napisał:Szkoda, ze odpuszczasz Tel AvivMyślę, że przydałaby się na forum jakaś specjalna czcionka do ironii, bo od razu nie załapałem
:D Przecież w tym kraju jest tyle pięknych, ubarwionych historią trzech religii miejsc, że zupełną stratą czasu jest odwiedzanie nadmorskiego deptaka, jaki znajdziemy na Majorce, Gran Canarii czy Maderze.Brać samochód tylko, żeby jechać do Jerozolimy to strata kasy i mnóstwo nerwów. Z lotniska dojedzie się w godzinę autobusem. Nie ma problemów z tym gdzie samochód zostawić, parkingi płatne i tak się trzeba nachodzić, albo korzystać z komunikacji miejskiej.Co do stresu rodziców i jeżdżenia po Autonomii Palestyńskiej, to większość "światowych" wypożyczalni typu Europcar czy Avis nie zezwala na wjazd do PA, bo tam nie działa ubezpieczenie. Nie mam tu zamiaru inicjować dyskusji, że "szwagier był i nikt się nie dowiedział": było coś wczoraj podobnego o wjeździe na Krym z Rosji. Generalnie wjechać się da i pewnie wielu się udało, tylko zawsze to jest spore ryzyko: a jak coś się stanie? Jak wiadomo ryzyko można przeliczyć na pieniądze, jak kogoś stać... Natomiast spokojnie można dostać się tam szerutem.I wydaje mi się że na czas (szabat zaczyna się w piątek wieczorem i kończy w sobotę po zmroku) to w ogóle lepiej jechać do Betlejem.
Dzięki za odpowiedzi ale po 14 w piątek nie widzę innej opcji niż sherut(220nis,nie wiem czy liczą za bagaz)albo taxi(295nis).w dwie strony mam już niemal koszt wynajmu auta w Eldan z pełnym ubezpieczeniemktore się przyda na sobotę.W Jerozolimie znalazlem tanie mieszkanie 3km od centrum z parkingiem skąd łatwo będzie wyjechać w sobotę wczesnie rano nad morze martwe.Co do niedzieli to cała poświęcam na Jerozolimę. Wylot mam o 14:30.czy warto podjechać np do Jaffy czy jeszcze się pokręcić po Jerozolimie i o 11:30 być na lotnisku?Znajdę jakiś supermarket w drodze z lotniska po 14 w piatek?Wysłane z mojego Redmi Note 4 przy użyciu Tapatalka
Washington napisał:Dzień 4 Jerozolima – Betlejem – St. George MonasteryNo trudno, chwile kręcimy się po centrum Betlejem, zaglądając w boczne uliczki, ale że nie widzimy nic ciekawego
ot bazary jak wszędzie, wracamy z powrotem. Jedziemy do Tel Avivu, a dokładniej do starej Jaffy. Parkujemy zgodnie z wskazówkami z forum w tym oto bezpłatnym miejscu 32.056518,34.758768. Właśnie idąc uliczką na zdjęciu do końca przed wieżą kościoła w lewo (widoczną na zdjęciu w tle) można kupić bardzo tanio falafele w bułce po 2 NIS ( u Jozefa i jego żony smażących na bieżąco kulki, pikantny sos samoobsługa, żona mówi po angielsku) i wiele różnych tanich rzeczy głównie spożywki ale nie tylko. Niesamowity arabski targ, byliśmy w sobotę . Wydzierający się sprzedawcy, specyficzny bliskowschodni klimat, jedno z miejsc które pozostawiło na nas największe wrażenie. Na tej samej ulicy koło ozdobnego pomnika idąc do góry, po prawej można napić się wyciskanego soku kawę i herbatę u Samiego, poznacie go po tym że roznosi napoje na miedzianej tacce na łańcuszku. Ma zeszyt z wpisami od Polaków Nieco poniżej sklep z tanią kawą mieloną na bieżąco i wieloma przyprawami, zaprowadził mnie tam lokals, ceny najmniej klika razy niższe niż w JerozolimieOdnośnie parkingu dostaliśmy mandat 100 ILS, prawdopodobnie jest tam ograniczenie parkowania ze względu na godziny byliśmy koło 19
Wstęp
O podróży do Izraelu myślałem już od jakiegoś czasu. Powodów było co najmniej kilka. Ziemia święta – miejsce wydarzeń opisywanych w biblii, czyli możliwość ujrzenia historii na własne oczy. Ciekawe, czasem niespotykane gdzie indziej zjawiska przyrodnicze takie jak Morze Martwe, znajdujące się jednocześnie w najgłębszej depresji na świecie. Czy w końcu Izrael jako miejsce szeroko opisywane przez media ze względu na konflikt Żydowsko-Palestyński – a miałem okazję się przekonać już kilka razy że obraz medialny jest całkowicie różny od tego który można zobaczyć własnymi oczami.
Niestety loty nie były za tanie (czasem w szalonej środzie lotu trafiała się jakaś sensowna promocja), a na miejscu jeszcze drożej - odkładałem to państwo na później. A potem Wizzair zaczął latać z Polski za świetne pieniądze. I nastąpił wysyp relacji na naszym forum które stanowiły inspirację do zaplanowania trasy takiej podróży (największą chyba relacja "Izrael: trzy morza w sześć dni", ale to może dlatego że pojawiła się jako pierwsza, a może dlatego że koncentrowała się na przyrodzie a nie zabytkach). A jak już w głowie sobie jakąś trasę zaplanuję, to tylko kwestią czasu jest jej realizacja ;) I tak pod wpływem impulsu nabyłem bilety przed bożym narodzeniem, oficjalnie na prezent gwiazdkowy dla mojej partnerki:P choć ciężko powiedzieć dla kogo to był większy prezent ;)
Bilety na 5 dni w Izraelu pod koniec stycznia były, trzeba było zacząć konkretne przygotowania. Jako że kraj jest to baardzo drogi, zdecydowaliśmy się na nocleg pod namiotem. Jeśli namiot, to koniecznie samochód (dojazdy na darmowe kempingi, które jednak najczęściej są poza miejscami gdzie dociera autobus) – zyskaliśmy dodatkowo bardzo wiele na mobilności, rzeczy koniecznej przy tak krótkim czasie pobytu jeśli interesuje nas intensywne zwiedzanie. Auto wynajęliśmy z Budget, płacąc trochę drożej, ale nie musieliśmy dokonywać przedpłaty, której się obawiamy podróżując z nie do końca kartą kredytową ;) (czyli embosowaną debetówką, bez napisów "debit" – takie wydaje np mBank, dawne delfinki, czy GetIn Bank, np promocyjna karta dla kierowców – oczywiście jako że są to karty debetowe to kwotę excess wymaganą przez wypożyczalnię trzeba fizycznie mieć na karcie by była możliwa blokada). Jeśli by bowiem firma odmówiła wypożyczenia auta ze względu na złą kartę płatniczą to przedpłata przepada.. (ten zapis mają prawie wszystkie wypożyczalnie aut). A w Izraelu znaleźliśmy tylko jednego pośrednika który wypożyczał bez kredytówek, ale ceny miał ponad 2 razy wyższe.. Ok, dość o wypożyczaniu aut (aczkolwiek wydaje mi się że taka informacja może być przydatna dla studentów-podróżników), została nam jeszcze jedna kwestia do rozwiązania przy założeniach minimalnego budżetu – jedzenie. Za dużo z Polski nie mogliśmy wziąć, ponieważ 2 małe bagaże podręczne (ach ten Wizz..), gdy zapakuje się do nich namiot, 2 śpiwory, lustrzankę i trochę ubrań, nie pozostawiają za wiele miejsca. Ot kilka rzeczy którymi wypchaliśmy kieszenie kurtek, i postanowienie że pierwsza rzecz którą zrobimy po przylocie to udamy się do taniego hipermarketu by dokupić resztę produktów spożywczych na te kilka dni. Możemy więc ruszać!
Dzień 0 Przylot
Do Tel Avivu przylatujemy po 20. Jesteśmy ciekawi jak to będzie z tą kontrolą – niektórzy pisali o kilku godzinnych przesłuchaniach, inni że bez problemu. A u nas było.. ciekawie ;) Niestety rozdzieliliśmy się na chwilę, umówiliśmy że spotkamy się przy kontroli paszportowej. Idę pod kontrolę i nie widzę mej lubej.. Rozglądam się i rozglądam, ale jej nie ma. No ok, może znudziło jej się czekanie i przeszła już. Idę do okienka, 2 pytania (jaki cel - turysta, gdzie śpię – w namiocie, to miłego pobytu życzę) i witamy w Izraelu. Niestety przy baggage claim też jej nie ma (zresztą po co miała by być, z podręcznym jesteśmy tylko), to wyjdę za custom a tam.. nadal nie mogę jej znaleźć.. Już zaniepokojony czekam, czekam, a tu w końcu telefon "Kuba, nie chcą mnie wpuścić!" Co się stało. W tłumie pod kontrolą paszportową musieliśmy jakoś się nie zauważyć, podeszła więc moja partnerka w końcu sama do urzędniczki. A tam taka rozmowa: - W jakim celu – Turystka – Gdzie pani śpi? - W namiocie – W namiocie.. a gdzie ten namiot? – Mój partner ma. - Hmm. A gdzie partner? - Przy innym okienku musi być. - No dobrze, to gdzie pani będzie podróżować? - No Tel Aviv, Jerozolima, Morze Martwe.. nie wiem, szczegóły zna partner. - Aha.. To może pokaże pani chociaż bilet powrotny? - Nie mam, jest w plecaku partnera!" Oczywiście skończyło się na zaproszeniem do "pokoju zwierzeń" ;) A tam, że to poczekamy na pani partnera, niech pani zadzwoni do niego. Tyle że.. ja byłem już poza strefą przylotów! I oczywiście nikt nie chciał mnie wpuścić z powrotem. Tłumaczę całą sytuację gościowi na wyjściu, on że nie przepuści, on jest tylko z ochrony, a nie może nigdzie zadzwonić bo jest sam jeden i nie zejdzie z posterunku. Bym do Turist information się udał. Tam pani że muszę do Internal Affair biura pójść w tej sprawie, na 2 piętro. Idę, a w okienku gdzie powinien ktoś być 24h/dobę.. nikogo nie ma. Czekam, nikt się nie zjawia. Powrót pod TI, zdziwienie że nikogo nie ma, telefon.. i nikt nie odbiera. To żebym na policję się udał, ale.. oni w sumie nie mają swojego biura tylko jakiś wewnętrzny pokoik. No to dzwoni do nich, tam w końcu ktoś stwierdził, że co prawda nie przepuszczą mnie z powrotem, ale zadzwonią do "pokoju zwierzeń". I w końcu po ponad 45 min odzyskałem swoją lepszą połówkę ;) Obiecaliśmy sobie nigdy się już nie rozdzielać przed i przy kontroli paszportowej ;) Dalej już bezproblemowo przy wypożyczeniu, jednak godzina robi się późna. Pierwszym naszym celem był supermarket. Była to sobota, sobota czyli szabas. Na szczęście Tel Aviv aż taki pobożny nie jest, jest cała sieć sklepów (Tiv taam) które są czynne. Wchodzimy do sklepu i szok.. wiedzieliśmy że jest drogo, czytaliśmy o tym dużo, ale zobaczyć te ceny na własne oczy to co innego.. najtańszy bochenek chleba 14nis.. Średnio koło 18-20nis. Po wybraniu kilku produktów płacimy za nie tak ok 4-5 razy drożej niż by wyniosły nas w Polsce (wszystkie rzeczy z kategorii najtańszych – chleb, ketchup, 2 serki topione, nóż, zgrzewka wody mineralnej – ponad 80zł). Mamy zapasy, można ruszać dalej. Było to jednak bardzo ważne by zrobić zakupy jeszcze w Tel Avivie – kierujemy się bowiem do Ein Gedi, nad Morze Martwe, które jest jednym z najdroższych rejonów w Izraelu.
Sama droga spokojna – dobrze oznaczona, szeroka, ruch nieduży. Dopiero kilkadziesiąt kilometrów za Jerozolimą (czyli już na terytorium Autonomii Palestyńskiej, jednak na drodze będącej pod kontrolą Izraela) natykamy się na checkpoint, 2 znudzonych młodziaków z wielkimi karabinami, zaczynają do nas po żydowsku, my odpowiadamy że nie rozumiemy, czy może po angielsku powtórzyć, na co mówią "aa, tourist" i machają ręką by jechać dalej. Taki krótki rytuał odprawimy jeszcze wielokrotnie (przy czym tylko jeszcze jeden raz w samej Palestynie). Dojeżdżamy na parking przy publicznej plaży (w nocy bezpłatny – szlaban jest otwarty) i pośród innych namiotów szybko rozbijamy swój – Żydzi lubią kempingi, namiotów jest naprawdę sporo. Dobrze że mamy śpiwory i termo odzież – w nocy robi się zimno. A my musimy się wyspać – jutro wstajemy przed 5 rano!
Dzień 1 Masada – Ein Gedi NP – Ein Gedi
Czemu tak wcześnie? Chcemy bowiem przywitać wschód słońca ze szczytu starożytnej twierdzy Masada, wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO :) O samej Masadzie nie będę się rozpisywał, krótko – zbudowana (a raczej rozbudowana) przez króla Heroda (tak, tego króla Judei), niedługo potem stanowiła jeden z ostatnich punktów oporu przed rzymianami. Dla nas miała jednak stanowić świetny punkt widokowy na pustynię Judzką i Morze Martwe!
Żeby dostać się na górę przed wschodem słońca trzeba wspiąć się stromą, wąską ścieżką (wstęp od 5:30, idzie się podobno minimum ok 40min, my truchtając doszliśmy w 25min - trochę zaspaliśmy i śpieszyliśmy się bo zaczęliśmy wchodzić o 6, a wschód słońca planowany był na 6:35) – można się zmęczyć! Jako że jest to park narodowy wstęp kosztuje 23nis od osoby dla studenta (wszystkie parki w których byliśmy były w tej cenie) – ale myślę że było warto :D
Znacznie spokojniej schodzimy na dół, to nie koniec trekingu na dziś.
Następnym naszym punktem na liście jest bowiem park narodowy (oaza) Ein Gedi. Która nas nie rozczarowała. Tam na nas czekały koziorożce nubijskie i góralki syryjskie.
No i piękne krajobrazy – udaliśmy się standardową ścieżką – najpierw do wodospad Dawida a potem do znajdującej się nad nim jaskini Dodim.
Mimo że był styczeń woda była w sam raz żeby się ochłodzić po wspinaczce krótką kąpielą. Niech nikogo bowiem nie zmyli fakt że wodospad jest niski – by dostać się nad niego trzeba iść mocno na około. Cieszyliśmy się że zrobiliśmy to wcześnie rano, bowiem gdy schodziliśmy na dół naszych uszu dobiegły przeraźliwe ryki.. Tak, to wycieczki szkolne. Z góry wyglądały jak wąż
z dołu, będąc przy kilkuset dzieciach trzeba było po prostu uciekać;) Zdziwił nas tylko fakt że były to same dziewczynki, wszystkie w czarnych spódnicach, ale już z górną częścią ubrania dowolną.
Po takich wędrówkach czas nadszedł na zasłużony relaks w Morzu Martwym. Tu wskazówka praktyczna – niestety parking pod plażą publiczną jest płatny. A pan parkingowy na pytanie czy wie gdzie można zaparkować niedaleko bezpłatnie spojrzał się na nas jak na debili i zapytał "Czy naprawdę sądzicie że odpowiem na takie pytanie? Ja mam dzieci do wykarmienia". Otóż my nie mamy i Wam odpowiemy ;) Zostawcie samochód pod rezerwatem, jest to tylko kawałek, ot, parę minut na piechotę, a miejsca jest pod dostatkiem. Sama plaża tak naprawdę nie jest plażą – strome kamieniste zejście, wejście do wody również po kamieniach, w dodatku z złogami skrystalizowanej soli (uwaga na stopy! Sól tnie skórę nadzwyczaj dobrze ;) ) - ale czy to ważne? Można zobaczyć to piękno krajobrazu i poczuć jedyne i niezapomniane uczucie niezatapialności :D
To nieprawda że nie da się leżeć w Morzu Martwym na brzuchu – jest to jednak bardzo trudne, nogi wypycha ci do góry, przez co automatycznie twarz wędruje do wody – co może być niebezpieczne (a już na pewno wielce nieprzyjemne – mi dostała się kropelka wody do nosa jak wbiegałem – piekło mnie i katar miałem przez 40min), nie radzę próbować niedoświadczonym pływakom! Niebezpieczeństw jest na tym terenie zresztą wiele – cały teren jest pełen tzw "sink holes" – obszarów grożących zawaleniem (z powodu wypłukanych pokładów soli) - dlatego też dostępne są jedynie dwie publiczne plaże, spora część Morza Martwego jest zaś odgrodzona drutem kolczastym..
Jakkolwiek ciekawa nie była by kąpiel, nie jest to rozrywka na cały dzień (mimo że temperatura sprzyjała – 26 stopni powietrze, woda pewnie niewiele mniej) – ani nie da się poleżeć na plaży (ew w wodzie można ;) ) ani dłuższy kontakt z tak słoną wodą nie jest przyjemny (wydaje się ona oleista). Krótki prysznic, krótki piknik i ruszamy w kierunku naszego dzisiejszego noclegu – kawałka pustyni w okolicy mieściny Tsofar. Po drodze spotykamy pierwszych stopowiczów – których oczywiście zabieramy ze sobą (sami niejeden raz stopowaliśmy, jak tylko mamy możliwość spłacamy nasz dług społeczny ;) ). Jest to dwójka młodych (o ile pamiętam mieli 20-21 lat) żołnierzy, świetna okazja by poznać bliżej mieszkańców tego kraju – już po chwili wypytując ich o wszystko :) Była to pouczające doświadczenie – nasi rozmówcy narzekają na obowiązek służby wojskowej, mówią o tym jakie to nieprzyjemne i wyczerpujące doświadczenie, że oni podobnie jak większość ich znajomych tuż po planują wyjechać z Izraela by zaczerpnąć powietrza i odetchnąć od tej całej polityki, nabrać perspektywy. Pytam się czy na stałe chcą wyjechać, czy źle się tu żyje. Nie, nie na stałe, i nie żyje się źle, tylko politycy starają się narzucić (a czasami wymusić) całemu społeczeństwu określone poglądy. Tak jak w przypadku wycieczek do Polski. Chłopaki osobiście się od takowej wymigali, ale uważają je za bezsens co potwierdzają opinie ich znajomych którzy w Polsce byli – rano młodzież odwiedza obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, a wieczorem baluje w Krakowie korzystając z taniego alkoholu. Gdzie tu miejsce na pamięć, na zadumę? Tego nie da się wymusić. Zadaje wtedy nieco nurtujące mnie pytanie, mianowicie jak postrzegana jest Polska i Polacy w Izraelu, czy tak jak czasem możemy przeczytań w niektórych amerykańskich dziennikach mówi się o polskich obozach koncentracyjnych? Młodzieńcy zaprzeczają – mówią że w Izraelu ludzie doskonale znają historię, i nikt tak nie uważa – Polaków raczej darzą sympatią, choć kojarzy im się Polska głównie z tragedią ich narodu. Po chwili stwierdzamy że tematyka naszych rozmów stała się nieco przyciężka, więc pytają nas o plany w Izraelu, po których opisaniu stwierdzają – wow, i to w 5 dni? Nic Wam do dodania nie mamy, zobaczycie najciekawsze miejsca – północ jest zbyt podobna do Europy by była ciekawa (moi rozmówcy podróżowali po zachodniej europie na stopowej wycieczce). Co do stopowania – mówią że nadal jest popularne, ale już ludzie w Izraelu nie chcą tak chętnie brać. I że ogólnie zauważają taką zależność – im kto biedniejszy, tym chętniej pomaga ;) Coś w tym jest.. Wysadzamy chłopaków w Tsofar, a sami kawałek dalej zjeżdżamy w piaszczystą drogę która nas prowadzi do naszego kempingu, czyli.. niczym nie wyróżniającego się kawałka pustyni (już pustyni Negev).
Gdyby nie tablica informująca że to tu, ciężko było by dojść do wniosku że to kemping. Tablica ta ostrzegła nas również przed skorpionami i wężami ;)
Po długim dniu jeszcze przed zmrokiem (przed 17!) z łatwością zasypiamy.
CDNDzień 2 – Park Timna – Eilat – Czerwony kanion
Nasz dzień zaczyna się zanim poprzedni zdążył się skończyć.. Tuż po pierwszej w nocy budzi nas zimno. A jesteśmy w namiocie (standardowy T2 z decathlonu), w śpiworach, z termo bielizną, i w bluzie. W dodatku wicher miota połami naszego namiotu na prawo i lewo, hałas też nie pomaga w zaśnięciu. Szybko się ubieramy w co tylko nam zostało (dodatkowa bluza i kurtka). Jednak wytrzymujemy tak jedynie do ok 4 rano. Jest przeraźliwe zimno. Co prawda mój śpiwór jest malutki, ale lipny jeśli chodzi o zdolności termoizolacyjne (S15 ultralight, też z decathlonu) - ma limit cieplny 11 stopni. Jednak śpiwór mojej drugiej połówki ma limit 0 stopni i też jest jej za zimno.. Szybka decyzja, idziemy spędzić resztę nocy w samochodzie. Na krótko odpalamy ogrzewanie, po 10 minutach robi się ciepło, wyłączamy silnik i dosypiamy resztę nocy już spokojnie. I tu uwaga dla wszystkich – tak, w Izraelu jest ciepło, nawet w zimie, ale na pewno czytaliście w niejednej książce podróżniczej/przygodowej że pustynie mają to do siebie że w dzień panuje upał, a w nocy jest okrutnie zimno – otóż sprawdziliśmy empirycznie, to prawda ;) Nie piszcie się na nocleg na pustyni w namiocie w zimie jeśli nie macie naprawdę dobrego sprzętu. W nocy było ok 0, taki sen to żadna przyjemność. Jeśli jeszcze raz byśmy planowali wycieczkę nie powtórzyli byśmy tego błędu (pojechali byśmy ze względów finansowych nadal pod namiot, ale nie w styczniu).
Dalsza część dnia jest jednak duużo przyjemniejsza. Odwiedzamy park krajobrazowy Timna – nie jest on parkiem narodowym, więc niestety cenę za wejście ma sporo wyższą – 40nis dla studenta. Ale krajobrazy rzeczywiście są świetne. Różnego rodzaju formacje skalne poddane działaniu erozji podobają nam się bardzo. Park jest ogromny, dlatego jego zwiedzanie jest możliwe tylko dla osób zmotoryzowanych. Podjeżdża się kawałek autem, zwiedza na piechotę dany obszar, po czym jedzie dalej. Całość spokojnie starcza na kilka godzin.
Usatysfakcjonowani możemy ruszyć w kierunku Morza Czerwonego. Naszym celem oczywiście jest Eilat, a dokładnie znajdująca się tam rafa koralowa. Kolejny park narodowy, kolejne 23nis. Niestety pogoda przestała nam sprzyjać, jest pochmurnie i wietrznie, 18 stopni maximum. Po tak spędzonej nocy ;) woda nie zachęca do wejścia, nie przyjechaliśmy jednak się na nią popatrzeć, tylko posnorklować! (w naszym mocno ograniczonym bagażu zawsze znajdzie się miejsce na maskę i fajkę :) ) Woda zimna, ale było warto!
Same korale nie są w najlepszym stanie, ale ilość i kolory ryb rafowych aż nadto to kompensują :) Jeśli ktoś nie był nigdy na żadnej rafie na pewno nie będzie zawiedziony, a i bywalcy mają na co sobie popatrzeć (marząc o kolejnych nurkowaniach). Niestety akumulator od aparatu do zdjęć podwodnych postanowił wybrać sobie odpowiedni moment na odmówienie posłuszeństwa, dlatego zdjęcia mało i wyszły nie najlepsze.. (jest to zamiennik oryginalnej baterii, i czasami mimo że w pełni naładowany jest odczytywany przez aparat jako pusty :/ muszę go wymienić)
Szybki prysznic i ruszamy dalej. Najpierw krótkie uzupełnienie zapasów o chleb i serek topiony, potem zahaczamy o stację benzynową (i dobrze! Przy granicy Egipskiej ceny paliwa są ponad 1nis tańsze za jeden litr! A normalna cena 7,48 pozostawia wiele do życzenia :/) i jedziemy do Czerwonego kanionu. Nie jest to miejsce szeroko znane, w LP jest tylko jednozdaniowa wzmianka o nim, a było to jedno z najładniejszych miejsc w Izraelu jakie widzieliśmy!
Szkoda tylko że byliśmy tuż przed zmrokiem, było już dość ciemno. Mała wskazówka jak tam trafić (ciężko znaleźć to info) – 19km za ostatnim rondem w Eilacie jadąc drogą 12 po prawej stronie będzie mała tabliczka – należy skręcić w prawo w pustynną drogę
i jechać nią ok 1,5km i jesteśmy na miejscu. Są możliwe dwie trasy (kółka), jedna krótka, do zrobienia w 45min, druga na o ile pamiętam 4h.
Zadowoleni możemy jechać do miejsca naszego kolejnego noclegu – na skrawek pustyni pod Mitzpe Ramon, gdzie powinien znajdować się kemping. Zanim tam docieramy, mijamy kolejny checkpoint (znany już Wam krótki rytuał się odbywa), po czym stojącą na awaryjnych ciężarówkę wojskową – z pobocza macha nam młoda dziewczyna w mundurze wojskowym byśmy się zatrzymali. Co oczywiście robimy i pytamy się jak możemy pomóc. Mówi że zepsuła im się ciężarówka, jest ciemno i zimno, a oni czekają już 5h na pomoc z bazy. Czy nie mamy jakiegoś jedzenia, czegokolwiek bo robią się już strasznie głodni ;) Choć nasze zapasy też są szczupłe (a ciarki przechodzą na myśl o koszcie ich uzupełnienia ;) ) oddajemy chleb, marmoladę z zapasów z Polski i butelkę wody mineralnej przepraszając że nie mamy więcej - dziewczyna jest prze szczęśliwa, dziękuje i mówi że oni zjedzą wszystko, są w końcu w wojsku, marmolada nada się w sam raz ;) Jedziemy dalej, docieramy do punktu oznaczonego na naszej mapie jako kemping, ale.. nic tam nie ma, nawet tabliczki że to nic to właściwe miejsce. No trudno, możemy spać i w niewłaściwym ;) Tego wieczoru nie bawimy się w żadne rozbijanie namiotu, już wiemy że nie wytrzymali byśmy z zimna, śpimy w samochodzie. W ciągu nocy musieliśmy 2 razy odpalać na kilkanaście minut ogrzewanie..
Dzień 3 - Mitzpe Ramon – Ein Avdat – Beit Guvrin
Dzień zaczynamy od spaceru po największym kraterze świata – kraterze Ramon. Który kraterem tak naprawdę nie jest, przynajmniej jeśli chodzi o język polski – my bowiem nazywamy tak zagłębienia w terenie powstałe w wyniku uderzenia meteorytu bądź działalności wulkanicznej, tu zaś mamy do czynienia z działaniem erozji – mowa więc o Machtesh, unikalnej dla Izraela formacji geologicznej. Jak zwał tak zwał, krajobraz jest księżycowy.
My na miejsce startu spaceru (nie wyobrażamy sobie dnia na wycieczce bez odrobiny ruchu) wybraliśmy HaMinsara, gdzie można spotkać charakterystyczne skalne słupy. To nie kostka brukowa ;)
Powiedzmy sobie szczerze – spacer we wnętrzu krateru fajny, ale widoki z góry, z miasteczka są dużo lepsze.
Tu też spotkaliśmy wycieczkę Żydów, ale dość specyficzną. Otóż kilkunastu młodych ludzi (też dziewczyny) w cywilnych ubraniach chodziło podziwiać widoki z karabinami ;)
Ciekawie to wyglądało, nie czuć jednak było żadnego zagrożenia, ot taki mają klimat, że sparafrazuje słynne ostatnimi czasy słowa ;) Ruszamy dalej, zobaczyć tym razem bardziej znany kanion, Ein Avdat. Tu mała przestroga – są 2 parki narodowe o tej nazwie! Park Avdat to miejsce archeologicznych wykopalisk, znajduje się kilka kilometrów wcześniej jadąc od strony Ramon, dalej dopiero jest park Ein Avdat, ten z interesującym nas kanionem ;) Najpierw jest parking przy punkcie widokowym z góry kanionu (niestety z jakiś powodów ścieżka którą można by pieszo zejść na dół jest zamknięta). Widok z góry ok, spotkaliśmy tam też kolejne stado koziorożców.
Jednak naprawdę ładnie jest w samym kanionie - trzeba użyć drugiego wejścia do parku, znajdującego się dalej, tuż przed miejscowością Sde Boker. Tu widoki są zdecydowanie lepsze. Kolejne dobrze wydane 23nis ;)
Nasyciliśmy się widokami, no to w drogę. Tuż przy wyjeździe z Sbe Boker na oko 80 letnia pani łapie stopa, jednak po krótkiej rozmowie na migi ustalamy że nie chce jechać w tą stronę co my. Trudno, tym razem nie pomożemy :) Co jakiś czas po drodze (już od Eilatu) mijamy tablice ostrzegające nas przed dzikimi wielbłądami, niestety żadnych nie spotkaliśmy.
Kolejny checkpoint, i kolejni stopowicze ;) Tym razem przygarniamy 3 gości, którzy odzywają się do nas.. po rusku. Trafiamy na 2 Ukraińców i 1 Rosjanina, którzy co dopiero (przed kilkoma tygodniami) przeprowadzili się do Izraela. Przeprowadzili się z rodzinami, rząd umieścił ich w jednej wiosce dla imigrantów, gdzie się poznali. Języka żydowskiego dopiero się uczą, nie mają jednak większego problemu z dogadaniem się bo w Izraelu jest spora grupa osób ze wschodu. Mówią że przeprowadzili się z różnych powodów (Ukraińcy – z powodu zamieszek i złej sytuacji w kraju, Rosjanin z powodów religijnych), nie czują się związani z państwem Izrael, po prostu mieli możliwość przyjechania tu ze względu na pochodzenie, chcą poprawić sobie życie. Podwozimy ich do Be'er Sheva, pierwszego większego miasta które widzimy (za dnia). Uff, czyli jednak jest jakieś życie w Izraelu ;) Tu kończą się też pustynne klimaty, zaczyna się bardziej nam znany krajobraz. Wśród pól i łąk których nie powstydziła by się Polska (tylko wyskakujące co jakiś czas palmy są mylące) dojeżdżamy do parku narodowego Beit Guvrin. Jest to chyba mało znane miejsce wśród turystów, a szkoda. Park ten bowiem obejmuje wapienne wzgórza pośród których znajdują się setki wykopanych jaskiń, zamieszkiwanych w starożytności (najstarsza sprzed 1400 roku BC). O miejscu tym (Maresha) można znaleźć wzmianki już w Biblii. Mimo że nie jesteśmy fanami wykopalisk, to miejsce jest po prostu piękne.
Godne zakończenie fajnego dnia, jedziemy pod Jerozolimę, tuż obok miasteczka Ora, znaleźć nasz kemping. Będąc już na miejscu przechodzimy chwilę zwątpienia, jedziemy bowiem przez te góry, i jedziemy, a tu nadal nie ma wjazdu do naszego parku. Dopiero wraz z ostatnimi promieniami zachodzącego słońca znajdujemy nasz las, z miejscem pod namiot i źródłem wody. I znów próbujemy przespać się w namiocie, jednak w górach pod Jerozolimą jest nadal zimno, kończymy nasz sen zatem w samochodzie ;)
CDNDzień 4 Jerozolima – Betlejem – St. George Monastery
Tego dnia mamy duużo do zobaczenia, wstajemy więc skoro świt. Dziś bowiem nadszedł czas na zwiedzanie Jerozolimy. Trochę obawiałem się tego miasta, a dokładniej parkowania w nim. Ciężko bowiem znaleźć informacje o darmowych parkingach (większość stron wręcz twierdzi że takich nie ma w centrum), jednak tu na etapie planowania z pomocą przyszli forumowicze :) Skorzystaliśmy z świetnego miejsca pod Górą Oliwną, dokładnie w miejscu o tych współrzędnych – 31.776684,35.240235 – jest tam kilka zatoczek gdzie można zaparkować. Myślę że tu warto rozwinąć trochę temat parkowania. Miejsca parkingowe w Izraelu są dobrze oznaczone znakami poziomymi. Jeśli krawężnik jest pomalowany w czerwono-białe pasy – nie można tam parkować; w niebiesko-białe pasy – można, ale parking jest płatny (nawet chodź byśmy nie widzieli żadnego parkometru – czasem wymagana jest karta parkingowa); jeśli natomiast krawężnik jest szary – oto nasze miejsce, można parkować za darmo. Zaczynamy nasz spacer. Już na pierwszy rzut oka Jerozolima robi wrażenie – jest położona na wzgórzach, co jest bardzo malownicze
Idąc od samochodu w kierunku starego miasta wypatrzyliśmy jeszcze lepszą miejscówkę do parkowania, może Wam się przyda – 31.775908,35.237725 – gdzieś mniej więcej tu znajduje się pojedyncza zatoczka – bliżej starego miasta się nie da! Zwiedzanie zaczęliśmy od terenu dawnej Świątyni Salomona. W większości zajętego przez miejsca święte dla muzułmanów – meczety Kopuła na Skale i Al-Aksa. Kopułą na Skale, co to za nazwa? Otóż wznosi się ona na Skale przez duże S – miejscu na którym Abraham miał chcieć złożyć w ofierze swojego syna Ismaela/Izaaka (według Koranu vs Biblii), miejsce z którego Mahomet miał dostąpić wniebowstąpienia (nie zapomnijmy jeszcze o Jakubie i jego drabinie). Modlitwy jednak odbywają się w znajdującej się tuż obok Al-Aksie. Nic dziwnego że jest to trzecie najświętsze miejsce dla Islamu.
Wszędzie wokół można napotkać grupy ludzi studiujących Koran.
Wyjątkowość tego miejsca jest tym większa że jest ono święte również dla Żydów. A to właśnie z powodu Pierwszej Świątyni która się tu znajdowała (miejsce przechowywania Arki Przymierza) i wspomnianego wcześniej Abrahama. Żydzi modlą się jednak przy słynnej Zachodniej Ścianie (stanowi ona teoretycznie ostatnią pozostałość po Świątyni Salomona), potocznie znanej w Polsce jako Ściana Płaczu (z powodu opłakiwania zburzenia Świątyni Jerozolimskiej). Widok modlących się osób jest wart zapamiętania.
Idziemy dalej. Po drodze wchodzimy na dachy Jerozolimy, z których co prawda widok miasta nie jest najlepszy, ale których widok jest strasznie klimatyczny. Ortodoksyjni Żydzi ubrani na czarno, z pejsami i w kapeluszach, przemierzający dachy szybkim krokiem w pogoni za swoimi sprawami – magia.
My jednak też musimy pójść już w kierunku naszych spraw. Jerozolima jest niesamowitym miastem właśnie ze względu na znaczenie jakie ma dla wszystkich trzech wielkich religii monoteistycznych. Także dla naszej, chrześcijaństwa. Każdy bowiem wie że to tu znajduje się Grób Pański. Zanim tam trafimy gubimy się w uliczkach starego miasta – zahaczamy o dzielnicę ormiańską (z zewnątrz oglądamy cytadelę Dawida), po czym staramy się na skróty dojść do Bazyliki, co kończy się na zwiedzeniu zdecydowanie nieturystycznych fragmentów starówki ;) po jakimś czasie wychodzimy gdzie trzeba. Byłem przygotowany na spotkanie z niezwykle sakralną atmosferą tego miejsca, natomiast zderzyłem się z profanum. Gdzie pielgrzymi, gdzie uniesienie i wyjątkowość chwili? Nie ma. Wchodząc przez bazar ledwo zauważamy że docieramy do bazyliki. Przed stoi stado „przewodników”, tylko czyhających na klienta. W środku zaś jeszcze gorzej – grupy turystów cykających zapamiętale fotki. Smutne.
My mimo to postanawiamy nie rezygnować, chcemy się udać do kolejnego ważnego religijnego miejsca – do Bazyliki Narodzenia Pańskiego. Ten liczący 1500 lat kościół zbudowany jest na miejscu uznawanym za miejsce narodzin Jezusa Chrystusa. Znajduje się on na terenie Autonomii Palestyńskiej. Choć przez chwilę zastanawialiśmy się czy nie mieć w poważaniu zakazu z wypożyczalni wjeżdżania na terytorium Palestyny, zdecydowaliśmy się w końcu złapać busik z dworca arabskiego. Jadąc w stronę Palestyny po drodze mijamy wielkie mury, które jednak są co chwila poprzerywane wolną przestrzenią. Sam checkpoint zaś jest symboliczny. Wjazdu nie kontroluje nikt, wyjazdu kilku żołnierzy, nie zauważyliśmy by ktokolwiek robił komukolwiek problemy z wjechaniem na terytorium Izraela (o tym jednak za chwilę). Nie dopatrujemy się w tym żadnej logiki, zwłaszcza że w samej Jerozolimie ludność Palestyńska i Żydowska jest tak wymieszana że trudno powiedzieć kto jest kim, wszyscy swobodnie się wszędzie przemieszczają, i ciężko powiedzieć gdzie się zaczyna jedno państwo a gdzie drugie. Może uliczki robią się nieco ciaśniejsze. Może trochę więcej osób nosi Taqiyah (chyba tak nazywają się te okrągłe czapki noszone przez religijnych Muzułmanów). I tyle. Wysiadamy na końcowym przystanku i od razu jesteśmy atakowani przez taksówkarzy którzy twierdzą że zaraz odjeżdża ostatni autobus powrotny, i jeśli chcemy zdążyć odwiedzić bazylikę to musimy wziąć taksę :D dziękujemy, do ściem które słyszeliśmy w Indiach czy Indonezji trochę im jeszcze brakuje. Skręcamy w pierwszą ulicę w lewo i po ok 10 min jesteśmy. I znów wrażenie przygnębiające. Nie odnajdujemy w tym miejscu żadnej świętości..
No trudno, chwile kręcimy się po centrum Betlejem, zaglądając w boczne uliczki, ale że nie widzimy nic ciekawego
ot bazary jak wszędzie, wracamy z powrotem. Wracając przejeżdżamy przez checkpoint. Część osób zostaje w autobusie, część wychodzi, nie wiemy zbytni o co chodzi, ale kierowca mówi nam by zostać w środku. Wchodzi dwóch żołnierzy, bardzo pobieżnie sprawdzają dokumenty (sekunda dla lokalsów, turystom patrzą tylko na okładki paszportów). Na zewnątrz z osobami które wysiadły trwa to samo. Przy nas się żołnierze zatrzymują, zainteresował ich plecak młodego Palestyńczyka który przed chwilą wyszedł a siedział obok. Wydaje im się za ciężki, otwierają go. A w środku mnóstwo rzeczy na handle. Odwracają się do nas i mówią „Widzicie jacy oni sprytni są? Ma niedozwolone ilości towaru. Dlatego wysiadają z autobusu. Żeby nie być przy swoim bagażu. Jak byśmy się spytali czyj to plecak to żaden by się nie przyznał. Szkoda czasu” Po czym zostawiają go na miejscu. Taka to sroga kontrola czeka na wszystkich..
Po dotarciu z powrotem dziwimy się wczesnej godzinie – wszystko poszło nam nadzwyczaj sprawnie, przespacerujemy się więc do dzielnicy Me'a Shearim i odwiedzimy Mahane Yehuda Market, w dwie strony powinien to być spacerek ok 4km – powinien być gdybym sprawdził mapę – wydawało mi się że doskonale zapamiętałem drogę (prosto wzdłuż torów tramwajowych), więc nad czym się tu zastanawiać. Ano tramwaje jeżdżą w dwie strony – my poszliśmy w tą niewłaściwą ;) Zwiedzone przez nas tereny Jerozolimy nie odznaczały się niczym specjalnym :P odpuszczamy sobie więc dalsze poszukiwania, wracamy do samochodu. Idziemy przez stare miasto, Drogą Krzyżową, na Górę Oliwną. Kolejny zawód – o tym gdzie Droga przebiega informują rzadkie i nie rzucające się w oczy tabliczki, gdyby nie wiedzieć czego się szuka można by łatwo ją pominąć..
Na szczęście sama Góra spełniła nasze oczekiwania. Znów jest magicznie, zarówno panorama jak i cmentarz robią wielkie wrażenie.
Tyle że.. do zmroku wciąż daleko. Postanawiamy więc odwiedzić miejsce które mieliśmy odwiedzić z rana w dniu jutrzejszym, bierzemy samochód i jedziemy do klasztoru świętego Jerzego, który znajduje się kilkanaście kilometrów od Jerycha, na terytorium Palestyny. Gdybyśmy nie wiedzieli tego z mapy, nie zauważylibyśmy tego (zero checkpointów, żadnych granic). To jest właśnie powód dlaczego tym razem pojechaliśmy samochodem (i dlaczego jakbyśmy mieli zostać dłużej nie balibyśmy się już podróży autem po Palestynie). Czemu jednak chcieliśmy odwiedzić ten konkretny monastyr? Myślę że to zdjęcie Wam wszystko wyjaśni :)
Ten prawosławny klasztor wzniesiony został w XIX wieku, jednak mnisi zamieszkiwali to miejsce znacznie wcześniej. Obecnie jest ich całych trzech. Jeszcze do niedawna bardzo ciężko było dotrzeć w to miejsce, teraz prowadzi tam piękna równa droga asfaltowa. Do samego klasztoru już nie wejdziemy (wejście jest możliwe tylko do 13), jednak i tak schodzimy na dół krętą drogą spod parkingu – chcemy przyjrzeć się mu z bliska. Towarzyszył nam w tej wędrówce młody Palestyńczyk na osiołku, był przekonamy że schodząc zmęczymy się i w drodze powrotnej skorzystamy z jego usług (a raczej jego osła) :P Z usług nie skorzystaliśmy, za to skorzystaliśmy z rozmowy. Z początku starał się nas zagiąć wiadomościami o klasztorze i dziwił się że wszystko już wiemy (staram się zawsze przygotowywać dokładnie ;) ). Czegoś się jednak dowiedzieliśmy od niego - że do monastyru świętego Saby (Mar Saba), który wydawał nam się najładniejszą ze wszystkich zagubionych wśród skalnych klifów świątyń, a do którego nie wybraliśmy się ze względu na liczne opisy że nie da się inaczej dotrzeć niż taksówką, najlepiej taką 4x4 – da się dotrzeć bez problemu wypożyczoną osobówką. Od niedawna też jest tam dobra droga. Szkoda że nie wiedzieliśmy o tym wcześniej. Potem rozmowa przeszła na tematy bardziej „metafizyczne” - wypytywał nas o wrażenia z Izraela/Palestyny itd. Po opisaniu ich, zgodził się z nami w 100% - „A straszą Was że wojna, że Palestyńczycy to terroryści. Widzicie? W Palestynie nie ma zabijania ani bomb. Palestyńczycy są jak wszyscy ludzie, dobrzy i źli, tak samo jak wszędzie. Nie ma potrzeby by była wojna, by była nienawiść, możemy żyć obok siebie, Żydzi w pokoju z Palestyńczykami. Tylko jak to zrobić? Nikt nie wymyślił jeszcze tego od tylu lat”. Myślę że to najlepiej streszcza cały konflikt. Żegnamy się i wracamy w nasze góry na kemping. Docieramy już po zmroku. To był długi dzień, najdłuższy z dotychczasowych. Dlatego też zmieniamy nasze plany na jutrzejszy dzień. Tymczasem pora spać.
Dzień 5 – i ostatni – Tel Aviv i powrót do domu
Jak wspominałem wcześniej mieliśmy inne plany na ten dzień, dużo ambitniejsze, ale ile można gnać ;) Dlatego ten dzień przeznaczamy na chillout, wstajemy późno, nie śpieszymy się, no i w zasadzie nie mamy zamiaru nic zobaczyć. Jedziemy do Tel Avivu, a dokładniej do starej Jaffy. Parkujemy zgodnie z wskazówkami z forum w tym oto bezpłatnym miejscu 32.056518,34.758768. Krótko – jest ładnie, ale spodziewaliśmy się nieco bardziej klimatycznego miasteczka/portu.
Choć ma swoje miłe akcenty.